Bo weźmy takiego menedżera czy prezesa dużej firmy prywatnej. Co robi, gdy budżet mu się sypie, bo kontrahent nie zapłacił, koniunktura się pogorszyła albo rząd podniósł podatek? Zakasuje rękawy i działa. Szuka dodatkowych wpływów, oszczędza, reorganizuje, rewiduje plany ekspansji. Jednym słowem: walczy. Bo musi. Gdyby zamiast tego przesiadywał u właściciela skarżąc się, jak to bardzo ma źle, jak niesprzyjające są warunki i generalnie to niewiele da się zrobić, pewnie szybko straciłby robotę. Bo nie od tego jest.

A taki urzędnik? Nie przymierzając – marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik? Chodzi i jojczy. Że źle, że skandal, że polityczna zemsta. Tyle właśnie zrobił, gdy rząd mu komornikiem przypomniał, że musi płacić janosikowe. A mógłby choćby przejrzeć listę zatrudnienia. W 2000 roku urząd mazowiecki miał 307 pracowników, pod koniec 2013 – 1063. Nie wiem, czy wszyscy pracują afektywnie, ale jestem przekonany, że nie wie tego także marszałek Struzik. Bo jest politykiem a nie menedżerem.