Z samej przynależności do Wspólnoty wciąż jesteśmy zadowoleni, to prawda, miliardy płynące do kraju szerokim strumieniem nas cieszą, podróżujemy, emigrujemy, poznajemy świat, poczuliśmy się w końcu częścią Europy, z naszą otwartością powinno być coraz lepiej, a jednak nie. I to Unię obarczamy odpowiedzialnością za naszą społeczną nieufność.

Dziwne to wyjaśnienie. Czyżbyśmy już zapomnieli, że od 2005 Polską rządzą dwie partie konserwatywne, znajdujące się w stanie permanentnej wojny? (Tak właśnie, konserwatywne, bo po czynach równo Platformę i jak i PiS oceniać trzeba, a nie po deklaracjach). Czy nie obserwujemy od lat morderczej walki na śmierć i życie, która zatruwa nasze życie społeczne nienawiścią a tolerancję dla innych poglądów ma za wybryk natury? Obie partie zrobiły wiele, by nam obrzydzić wspólnotę, tę codzienną, pisaną z małej litery, obie wydobyły z nas najgorsze instynkty. Mimo to im folgujemy, a złej Unii nie. Dlaczego? Bo nasi?

W 2004 roku weszliśmy do Unii a rok później w bagno, taki chichot historii. Uświadommy sobie, że to bagno cuchnie, a nie europejskie towarzystwo.