"Zapowiedź polskiego PGNiG, że zakwestionuje w sądzie ewentualną decyzję pozytywną w sprawie OPAL i śledztwa w Europejskim Trybunale Sprawiedliwości to wielka sprawa dla Polski, Europy Środkowo-Wschodniej i Unii Europejskiej. […] Polska działa w interesie swoim i Europy" - powiedział Riley w wywiadzie dla serwisu BiznesAlert.

Gazprom posiada 40% akcji OPAL-u, a niemiecki Wintershall - 60%.

"Niemcy przekonują, że w takim razie Rosjanie nie kontrolują tej rury. Test prawny nie jest jednak tak formalny. Wintershall jest zależny od Gazpromu i to od niego czerpie większość gazu w swej dyspozycji. Będzie zatem działał zgodnie z wolą rosyjskiej spółki. Biorąc pod uwagę te czynniki, należy stwierdzić, że Gazprom będzie miał decydujący wpływ na tę magistralę. Z tego względu należy w pełni zbadać zgodność wyłączenia z artykułem 11 Dyrektywy Gazowej. To kolejna karta, którą może zagrać PGNiG w sądzie. W kontekście artykułów 46 i 11, Gazprom i Komisja Europejska mogą znaleźć się w tarapatach" - uważa ekspert do spraw prawa konkurencji.

Zwraca uwagę, że strona polska oczekuje jednakowego zastosowania prawa energetycznego Unii Europejskiej we wszystkich państwach członkowskich, wobec wszelkich firm, niezależnie od ich siły na arenie międzynarodowej.

Reklama

>>> Czytaj też: PGNiG jest gotowe do zaskarżenia decyzji KE ws. gazociągu OPAL

"Moja rada dla polskiego rządu i PGNiG jest taka, aby oprócz sprawy przeciwko ugodzie ws. OPAL i śledztwa, wnieść pozew do Komisji Europejskiej w sprawie niepodporządkowania Nord Stream 1 prawu unijnemu. Nord Stream 2 budzi te same wątpliwości. Jeśli powstanie EUGAL, kolejna odnoga na rosyjski gaz…" - powiedział Riley.

Podkreśla, że Nord Stream 1 nie został on podporządkowany prawu europejskiemu.

"Cokolwiek będą mówić Bruksela i Berlin, ten gazociąg przebiega przez wody terytorialne Niemiec i Danii, a także wyłączną strefę ekonomiczna należącą do Niemców. Oznacza to, że projekt jest w sposób oczywisty przedmiotem prawa unijnego" - wskazał ekspert.

Jego zdaniem, dążenie Gazpromu, by podporządkować prawu unijnemu naziemny odcinek Nord Stream, ale morski - już nie, to "prawny nonsens".

"Jeśli przypomnimy sobie South Stream, Komisja przyznała, że prawo obowiązuje także odcinek morski. Każdy posiadacz nieruchomości w Europie wie, że prawo ma zastosowanie na ziemi, a także na wodach terytorialnych do 12 mil morskich od brzegu. Mówienie o tym, że prawo nie dotyczy odcinka morskiego nie ma sensu. Gazociąg przebiegający przez wody i strefę ekonomiczną innych państw powinien powstać w oparciu o umowę międzyrządową, ale takiej brakuje w przypadku Nord Stream 1. Mimo to prawo unijne powinno być aplikowane" - argumentował Riley.

Jego zdaniem, Nord Stream 2 pozwoli Rosjanom pompować jeszcze więcej gazu do serca Europy Środkowo-Wschodniej.

"To zaprzeczenie polityki dywersyfikacji i liberalizacji na rynku gazu. To wielkie zagrożenie dla rentowności Korytarza Północ-Południe, który ma łączyć terminal LNG w Świnoujściu z obiektem w Chorwacji przez kraje regionu, a także innych alternatywnych szlaków dostaw" - ostrzega ekspert.

>>> Czytaj też: KE idzie na rękę Gazpromowi. Kontrowersyjna decyzja ws. gazociągu Opal