W czwartek po dwóch dniach rozmów w Pradze polscy negocjatorzy poinformowali, że delegacjom Polski i Czech nie udało się uzgodnić treści porozumienia ws. kopalni Turów. Chodziło o wypracowanie porozumienia między Czechami a Polską, które miałoby być później zaakceptowane przez oba rządy. Wcześniej strona czeska informowała, że wypracowanie takiej umowy umożliwi wycofanie z TSUE skargi przeciwko Polsce dotyczącej funkcjonowania kopalni węgla brunatnego Turów.

"Przedstawiliśmy bardzo dobrą ofertę wychodzącą na przeciw oczekiwaniom lokalnej społeczności. Ta oferta nie powstałaby w innych okolicznościach. Podnieśliśmy m.in. propozycję finansową dla mieszkańców kraju Libereckiego, daliśmy możliwość realizacji projektów środowiskowych, związanych z infrastrukturą wodociągową, współpracy terytorialnej. Zaproponowaliśmy też ponadstandardowy poziom monitoringu związanego z działalnością KWB Turów" - powiedział PAP minister.

Kurtyka zapewnił, że polska delegacja, która przyjechała do Pragi z dobra wolą, liczyła na przyspieszenie negocjacji i ostateczne ich zamknięcie. "Na to umówiliśmy się z Czechami, że będziemy negocjować aż do skutku, aby było to możliwe jak najszybsze wypracowanie wspólnego porozumienia" - zaznaczył.

Reklama

Szef MKiŚ odsłaniając kulisy negocjacji zwrócił uwagę, że dzięki pracy ekspertów oraz czynników politycznych do porozumienia było na prawdę blisko.

"Jednak w ostatnich godzinach, na ostatniej prostej w odpowiedzi na naszą propozycję strona czeska zaczęła eskalować swoje żądania w taki sposób jakby ich celem było zerwanie rozmów. My nie możemy za czeski rząd przekazać tych środków do mieszkańców kraju Liberadzkiego, to gwarantowałoby polubowne załatwienie sprawy. Jeśli nie ma woli porozumienia to musimy taką sytuację przyjąć do wiadomości. Chcemy rozmawiać z partnerem, który ma wolę do porozumienia i jeśli jej nie ma to umowy nie podpiszemy sami ze sobą, dlatego też odeszliśmy od stołu" - powiedział Kurtyka.

Minister poinformował, że na początku Polska proponowała rekompensatę dla Czechów w wysokości 40-45 mln euro. Ostatnia propozycja, jaką wysunęliśmy to było już 50 mln euro. Z informacji, jakie przekazał szef resortu klimatu i środowiska wynika, że Czesi ją zaakceptowali.

Kurtyka wyjaśnił, że jednym z głównych problemów, dlaczego nie doszło do porozumienia, było żądanie czeskie, aby w umowie znalazła się klauzula, która de facto wykluczałaby jej wypowiedzenie.

"To niespotykane działanie w praktyce międzynarodowej, kiedy umowy są zawierane na partnerskich zasadach. Rzeczpospolita Polska i Czechy to suwerenne, niepodległe kraje. Jeśli chcemy porozumienia, które jest na równych zasadach pomiędzy suwerennymi państwami, to musimy budować rozwiązania, które respektują suwerenność państw" - zaznaczył.

Minister przyznał, że największym przegranym odrzucenia przez Czechów polskiej propozycji są lokalne społeczności po obu stronach granicy.

Szef MKiŚ podsumowując powiedział, że Polska będzie teraz podejmować wszelkie kroki prawne, aby udowodnić, że decyzja TSUE o karach dla Polski jest nieproporcjonalna i nie ma uzasadnienia w faktach.

Strona czeska wniosła skargę przeciwko Polsce w sprawie Turowa w lutym br. Wnioskowała też o tzw. zastosowanie środka tymczasowego, czyli zakazu wydobycia. Skargę skierowano w związku z rozbudową kopalni, która zagraża, zdaniem Pragi, dostępowi do wody mieszkańców Liberca uskarżających się także na hałas i pył związany z eksploatacją węgla brunatnego.

W maju br. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) odpowiadając na wniosek Czech, nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia węgla w Turowie. Polski rząd ogłosił, że kopalnia nadal będzie pracować i rozpoczął rozmowy ze stroną czeską.

Do tej pory odbyło się 17 spotkań przedstawicieli stron polskie i czeskiej. Rozmawiali także eksperci i przedstawiciele samorządów oraz kierownictwo kopalni.

20 września TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.

Jabłoński z MSZ: nasza oferta ws. Turowa nie przewiduje umowy na 2 lata, tylko do końca działalności górniczej

Nie mamy zwyczaju ujawniania treści negocjacji, ale skoro czeski minister spraw zagranicznych mija się z prawdą, jesteśmy zmuszeni to zrobić; strona polska nie proponowała ws. Turowa umowy na 2 lata, nasza oferta to umowa obowiązująca do końca działalności górniczej - podkreślił wiceszef MSZ Paweł Jabłoński.

Minister spraw zagranicznych Czech Jakub Kulhanek zajął w piątek stanowisko wobec niepowodzenia rokowań w Pradze ws. dalszego funkcjonowania kopalni węgla brunatnego w Turowie. Jego zdaniem to Polska w ostatniej chwili wystąpiła z postulatem, że porozumienie będzie można wypowiedzieć już po dwóch latach. Jednocześnie odrzucił słowa polskiego wiceministra spraw zagranicznych Pawła Jabłońskiego, który ocenił czeskie postulaty jako „irracjonalne”.

"Nie mamy zwyczaju ujawniania treści negocjacji, ale skoro czeski minister spraw zagranicznych mija się z prawdą, jesteśmy zmuszeni to zrobić. Opinia publiczna w obu naszych krajach ma prawo do informacji kto ponosi odpowiedzialność za fiasko rozmów i pogorszenie stosunków" - napisał w piątek na Twitterze Jabłoński w reakcji na wypowiedź Kulhanka.

Według wiceszefa MSZ, strona polska "nie proponowała +umowy na 2 lata+". "Nasza oferta to umowa obowiązująca do końca działalności górniczej, z możliwością wypowiedzenia – na wypadek nadużywania jej przez którąś ze stron. To absolutny standard w umowach międzynarodowych zawieranych na partnerskich zasadach" - podkreślił.

"Co więcej – zaproponowaliśmy, by najważniejsze zapisy, wybrane i wskazane nam przez samą stronę czeską(!) działały nadal nawet do 2049 r. – także w razie wypowiedzenia umowy. Te zapisy dotyczyły m. in. monitoringu wód podziemnych. Rząd Czech twierdził, że to kluczowa sprawa" - dodał Jabłońskiego.

Jak dodał, "nasza oferta gwarantowała 50 mln € na projekty wodne w Kraju Libereckim, ponadstandardowe zasady monitoringu wód, zanieczyszczeń, hałasu, regularne przekazywanie informacji – a nawet zakaz zbliżania się kopalni do czeskiej granicy, do czasu spełnienia całej listy warunków".

"Wszystko to zostałoby wykonane w pierwszych miesiącach obowiązywania umowy; zostało jednak odrzucone, ponieważ czeski rząd zażądał umowy, której Polska NIGDY nie mogłaby wypowiedzieć – także w sytuacji, gdyby była ona nadużywana w przyszłości" - oświadczył wiceminister.

"Partnerzy nie zawierają umów na takich zasadach. Odpowiedzialny negocjator nie może związać swojego państwa umową na 30 lat bez możliwości wyjścia, nie wiedząc czy druga strona nie będzie w przyszłości zachowywać się nieuczciwie" - ocenił wiceszef polskiego MSZ.

"Efekt działań czeskiego rządu: mieszkańcy Kraju Libereckiego nie otrzymają ŻADNYCH pieniędzy na projekty wodne, ŻADNEGO dodatkowego monitoringu wód podziemnych, który nie jest wymagany przez prawo; kopalnia będzie mogła zbliżać się do granicy bez ŻADNYCH dodatkowych warunków" - stwierdził Jabłoński.

W maju br. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) odpowiadając na wniosek Czech, nakazał natychmiastowe wstrzymanie wydobycia węgla w Turowie. Polski rząd ogłosił, że kopalnia nadal będzie pracować i rozpoczął rozmowy ze stroną czeską. 20 września TSUE postanowił, że Polska ma płacić Komisji Europejskiej 500 tys. euro dziennie za niewdrożenie środków tymczasowych i niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów.

W piątek w Pradze odbyła się 17 runda polsko-czeskich negocjacji. Polski minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka poinformował, że rozmowy nie przyniosły rezultatów z powodu eskalowania przez stronę czeską żądań, których spełnienie uczyniłoby negocjowaną umowę ws. Turowa "niewypowiadalną".