- Proces dywersyfikacji rezerw walutowych trwa i może postępować, szczególnie w części krajów rynków wschodzących. Nie wydaje się jednak, żeby w najbliższych latach dolar miał utracić pozycję najważniejszej waluty rezerwowej świata. Dolara cechuje niepodważalna wiarygodność i płynność, daje on także dostęp do ogromnego rynku finansowego Stanów Zjednoczonych. Standardowo denominowane w nim są ceny surowców. Jest on też uznawany za aktywo bezpieczne, które zyskuje w okresach niepokojów, co wzmacnia funkcję ochrony wartości – mówi analityk Ebury Roman Ziruk. Czy widać w ogóle jakieś alternatywy? Ekspert dostrzega tylko jedną. - Zważając na jej zbliżoną charakterystykę i znaczenie, jedyną walutą, o której obecnie można by realistycznie myśleć jako o potencjalnym konkurencie dolara, jest euro. Znajduje się ono jednak daleko w tyle za amerykańską walutą (jego udział w globalnych rezerwach jest mniej więcej trzy razy mniejszy), a jego pozycja się nie poprawia – dodaje. Dodaje też, że euro nie gwarantuje znacząco większego niż dolar zabezpieczenia państwowych rezerw przed ewentualnymi sankcjami (patrz blokada rezerw walutowych Rosji przez kraje G7).

USA przejmują walutowy ster

Dominacja dolara zaczęła rosnąć już w latach 20. poprzedniego stulecia, gdy Stany Zjednoczone przyjęły standard złota i zaczęły stawać się najpotężniejszą gospodarką świata. Na mocy porozumienia z Bretton Woods z 1944 roku, kursy walut państw uczestniczących w stworzonym tam systemie miały opierać się na parytecie złota, ale w praktyce polityka kursowa miała na celu utrzymywanie ich siły w stabilnej relacji do dolara. Gdy Amerykanie zaczęli zwiększać podaż swojego pieniądza, Fed nie był w stanie obronić ustalonego wcześniej kursu 35 dol. za uncję. Problemy dolara rozpoczęły się już około pół wieku po tym, jak osiągnął status najważniejszej waluty świata. W 1971 roku ówczesny prezydent Richard Nixon poinformował obywateli, że USA rezygnują z zabezpieczenia dolara w złocie. Jakie były tego powody? To między innymi rosnące koszty wojny w Wietnamie, wzrost inflacji oraz deficytu handlowego.

Reklama

Następnie weszliśmy w erę pieniądza fiducjarnego, czyli mówiąc wprost takiego, którego wartość nie wynika z żadnego zabezpieczenia, a więc opiera się jedynie na zasadach rynkowej wymiany i zaufaniu obywateli od emitenta. Rozpoczął się także okres, w którym znaczenie dolara zaczęło w dużej mierze opierać się na handlu ropą naftową. Stany Zjednoczone ustaliły z Arabią Saudyjską i innymi krajami Zatoki Perskiej, że transakcje surowcem mają być rozliczane w dolarze. Sprawiło to, że państwa pozyskujące ropę musiały posiadać odpowiedni ilości waluty USA. Szacuje się, że około 80 proc. handlu ropą rozliczane jest w amerykańskiej walucie.

Petrodolar słabnie

Układ zaczyna się jednak chwiać. Relacje USA z Iranem są bardzo napięte, a Waszyngton dusi azjatycką gospodarkę dotkliwymi sankcjami. Również sojusz Stanów z Arabią Saudyjską jest od kilka lat w kryzysie, który podsyciła krytyka Joe Bidena pod kątem saudyjskiej rodziny królewskiej. Sytuację chce wykorzystać Pekin, który coraz bardziej rozpycha się na Bliskim Wschodzie. Rijad prowadzi od jakiegoś czasu rozmowy z Pekinem o rozliczaniu surowca pozyskiwanego przez Chiny w juanach zamiast dolarów. O to samo zabiegają w arabskim kraju Indie i Rosja. Francja już zgodziła się na rozliczanie transakcji LNG z Chinami w walucie azjatyckiego kraju. Tymczasem grupa BRICS pracuje nad dwoma ważnymi projektami. Pierwszym ma być rozszerzenie o takie kraje jak Iran czy Arabia Saudyjska. Drugim stworzenie własnej wspólnej waluty grupy, która ma osłabić dolara i euro.

Maleje udział dolara w rezerwach walutowych wielu państw, a Rosja już całkowicie porzuciła go na rzecz juana i złota. Presję na walutę USA wywierają również waluty cyfrowe. Powstają też nowe systemy do płatności (np. Alipay).

Spadek autorytetu

Rosną w ostatnich tygodniach w siłę narracje o dedolaryzacji świata, a przede wszystkim dużych krajów, które nie są sojusznikami Stanów Zjednoczonych. Kryzys zaufania do dolara ma kilka przyczyn. Pierwszym jest wojna na Ukrainie, której jednym ze skutków było zamrożenie rosyjskich aktywów denominowanych w dolarze, w tym dolarowych rezerw walutowych. Był to silny ostrzegawczy sygnał dla innych niedemokratycznych państw – najpotężniejsza waluta świata może zostać w każdej chwili wykorzystana jako polityczna broń. Drugim powodem jest kryzys bankowy w USA, który nadwątlił zaufanie klientów do amerykańskich pożyczkodawców i doprowadził do upadku Sillicon Valley i Signature Banku. Kiepskie zarządzanie ryzykiem przez pożyczkodawców i drastyczne zaostrzenie polityki monetarnej przez Fed sprawiło, że amerykańskie banki zaczęły być zmuszane przez klientów masowo wypłacających z nich depozyty do przedterminowej sprzedaży obligacji, co naraziło je na poważne straty. Trzecim, być może najważniejszym powodem, jest polityka samego banku centralnego. Fed realizował programy luzowania ilościowego (QE), czyli znacznie zwiększył podaż pieniądza. Było to jedną z przyczyn wymknięcia się inflacji spod kontroli, co zmusiło Rezerwę Federalną do bezprecedensowo szybkiego podnoszenia stóp. Doprowadziło do umocnienia dolara, co uderzyło w kraje pożyczające w amerykańskiej walucie.

Ziruk zwraca uwagę na szerszy trend. - W moim przekonaniu kluczowe są zmniejszający się udział Stanów Zjednoczonych w globalnej gospodarce oraz kwestie polityczne. Kraje rozwijające się, szczególnie azjatyckie, notują szybsze tempo wzrostu gospodarczego niż USA, zwiększając swoje znaczenie w kreowaniu światowego PKB i w międzynarodowym handlu. Sprawia to, że wymianę handlową, przynajmniej w pewnej części, mogą zabezpieczać inne niż dolar waluty – a zabezpieczenie tejże wymiany jest jedną z podstawowych funkcji rezerw – twierdzi Ziruk.

Czy dolar jest zagrożony?

Dolar będzie walutą numer jeden, nawet jeżeli jego znaczenie lekko spadnie. Z prostego powodu – nie ma dla niego alternatywy. Niektórzy ekonomiści, np. Nouriel Roubini, przekonują, że zjawisko dedolaryzacji jest nieuniknione. Twarde dane pokazują jednak dobitnie, że na tę chwilę dolar wyprzedza konkurencyjne waluty o kilka długości. Barron’s stawia tezę, że dolar jest silną walutą nie dlatego, że rozlicza się w nim ropę i inne towary. Jest wręcz odwrotnie ̶ to kraje wybierają go ze względu na siłę amerykańskiej gospodarki: jakość i wielkość jej rynku kapitałowego, militarny potencjał oraz stabilny i godny zaufania system prawny.

A inne waluty fiducjarne? Euro ma dla krajów spoza Zachodu te same wady co dolar, a więc jest częścią wielkiego prodemokratycznego sojuszu, więc jego emitent może wywierać presję na reżimy. A juan? - Juan może być uzasadnioną alternatywą dla dolara dla krajów takich jak Rosja, ale już nie dla państw zachodnich, czy państw o niewielkich rezerwach, które potrzebują możliwie największego stopnia bezpieczeństwa i płynności rezerw. W ich przypadku juan może stanowić raczej dodatkową, a nie znaczącą, część rezerw. Chińska waluta może umacniać pozycję, ale w mojej ocenie nie ma potencjału do wyparcia dolara w perspektywie najbliższych lat – ocenia Ziruk. Zdaniem eksperta chińska waluta ma szansę zagrozić euro, ale jest jeden warunek – Pekin musi zliberalizować system finansowy azjatyckiego hegemona. - Juan może stanowić niejaką przeciwwagę dla głównych walut – szczególnie dla krajów, których geopolityczne interesy stoją w sprzeczności z amerykańskimi i które chciałyby zacieśnić więzy z Państwem Środka – dodaje ekspert.

Chiny będą z dużym prawdopodobieństwem w przyszłości największą gospodarką świata, ale ich waluta nie spełnia wielu warunków niezbędnych, by zostać głównym pieniądzem rezerwowym świata. Inwestor Jacek Lorek zwraca uwagę na następujące problemy Chin i juana: https://www.youtube.com/watch?v=-qoCXe7BOsw

  • Chińska gospodarka nadal jest wyraźnie mniejsza od amerykańskiej (udział w globalnym PKB to odpowiednio 18,2 oraz 24,5 proc.). Poza tym zmaga się z poważnym spowolnieniem wzrostu gospodarczego oraz strukturalnymi słabościami; podupadającą demografią, głębokim i rozległym kryzysem na rynku nieruchomości, wychodzeniem z pandemicznego marazmu czy powolnym spadkiem znaczenia jako „fabryka świata”;
  • Stosunkowo niewielki rynek kapitałowy – kapitalizacja trzech giełd w Szanghaju, Shengzen oraz Hongkongu wynosi 12 bln dol., natomiast największych giełd w USA (NYSE oraz Nasdaqa) 40 bln dol. Rynek obligacji skarbowych Chin też jest znacznie mniejszy od amerykańskiego. Wielkość i jakość rynku kapitałowego ma duże znaczenie dla walut, bo inwestorzy muszą mieć powody, żeby zwiększać popyt;
  • Brak swobodnego przepływu kapitału – jest on znacznie ograniczony i kontrolowany przez chińskie władze, które sterują także w pewnej mierze kursem juana. Inwestorzy mają często obawy o lokowanie kapitału w Państwie Środka. O tym, jak jest to ryzykowne przekonali się niedawno osoby, które zainwestowały w Alibabę (spółka zostanie podzielona pod wpływem rządowych nacisków na sześć niezależnie zarządzanych podmiotów);
  • Zdecydowana dominacja dolara w kilku kluczowych obszarach: międzynarodowych rozliczeniach handlowych, rezerwach walutowych banków centralnych oraz globalnym systemie kredytowym (jeśli świat pożycza w walutach obcych, to głównie w amerykańskiej) – udział dolara wynosi w nich blisko 60 proc.

Nie zapominajmy także o najważniejszym – potencjale Stanów Zjednoczonych. Dolar jest ważną kartą w grze o utrzymanie przez ten kraj roli wiodącego światowego mocarstwa, a rząd w Waszyngtonie wykorzysta wszystkie dostępne środki, by bronić swojej waluty jak niepodległości. Kwestią czasu pozostaje odpowiedź administracji Bidena i Kongresu na antydolarową ofensywę BRICS. Nie wiemy jeszcze, jaki kształt przyjmie projekt wspólnej waluty tej grupy, ale nawet jeżeli wpłynie negatywnie na pozycję dolara, to będzie to proces długotrwały.

Co zamiast drukowanego pieniądza?

Spadek siły dolara to tradycyjnie dobra wiadomość dla złota. Indeks dolara osiągnął swój ostatni szczyt pod koniec września 2022 roku i od tamtego czasu znajduje się w trendzie spadkowym. Złoto natomiast zmierza od listopada w odwrotnym kierunku i przebiło niedawno magiczną barierę 2 tys. dol. za uncję. Presja inflacyjna będzie skłaniała inwestorów do kontynuowania ucieczki z kapitałem i lokowania go w kruszczu, którego inflacyjność jest mocno ograniczona. – Może się ono cieszyć sporym zainteresowaniem. W przypadku krajów rynków wschodzących ma zwykle ograniczony udział w rezerwach, a podobnie jak dolar jest aktywem safe haven. Dodatkowo nie można go zarekwirować, o ile oczywiście znajduje się w skarbcu posiadającego je kraju. Waluty o niewielkiej dotychczas istotności w rezerwach, w tym juan, również mają szansę zyskiwać na znaczeniu, biorąc pod uwagę rosnące znaczenie Azji i Chin oraz oczekiwania, że część państw będzie chciała dywersyfikować rezerwy – uważa Ziruk.

Kolejną alternatywą jest bitcoin, którego inflacja wynosi obecnie niecałe 2 proc., a po halvingu, który ma mieć miejsce w 2024 roku, spadnie jeszcze o połowę. Największa kryptowaluta jest odpowiedzią na kryzys zaufania do tradycyjnego pieniądza: jest zdecentralizowana (nie ma jednego emitenta kontrolującego podaż), nie jest politycznie sterowana, transakcje dokonywane z jej udziałem są w pełni transparentne (zapisane na blockchainie) i bezpieczne (wszystkie zmiany w sieci są weryfikowane). Bitcoin musi przejść jednak długą drogę, by stać się aktywem rezerwowym. Jest za mało płynnym i zbyt zmiennym „pieniądzem”, by odgrywać ważną rolę w bilansach banków centralnych. Kolejny problem to kapitalizacja – obecnie jest blisko 20-krotnie niższa niż złota. Bitcoin będzie zapewne zyskiwał z czasem pod względem atrakcyjności jako aktywo rezerwowe, ale to proces rozpisany na co najmniej dekadę.

Pogłoski o śmierci dolara są zdecydowanie przesadzone. Gdyby doszło do jego detronizacji, to tylko przy jednoczesnym wywróceniu do góry nogami całego obecnego światowego porządku politycznego i gospodarczego. Posiadanie w portfelu banknotów z podobizną amerykańskich prezydentów to nadal powód do zadowolenia.