GUS podał we wtorek, że przeciętne wynagrodzenie brutto w lipcu wyniosło 3433,32 zł, co oznacza, że wzrosło o 2,1 proc. w porównaniu z lipcem 2009 r. i o 0,9 proc. w porównaniu z czerwcem 2010.

Liczba mieszkań oddanych do użytku w lipcu wyniosła 10 187 - spadła o 34,2 proc. w porównaniu z lipcem 2009 r., a o 6,9 proc. w ujęciu miesięcznym - podał GUS.

Ekspert PKPP Lewiatan Jeremi Mordasewicz powiedział, że odnotowany w lipcu wzrost wynagrodzeń o 2,1 proc. w porównaniu z lipcem 2009 r. nie wskazuje, że jest presja na podwyższanie wynagrodzeń. "To nie jest duży wzrost" - powiedział.

"Ten wzrost wskazuje, że nie ma presji płacowej, nie ma gotowości pracodawców do podnoszenia wynagrodzeń. Zatrudnienie nie wzrasta, a gdy uwzględni się czynniki sezonowe, można powiedzieć, że nawet maleje" - podkreślił.

Reklama

"Nie ma powodów, do szybszego zwiększania wynagrodzeń. Uważam, że ten wzrost jest zupełnie normalny" - dodał. Zaznaczył, że pracodawcy przewidywali, iż w 2010 nastąpi wyraźne spowolnienie wzrostu wynagrodzeń.

Analityk Open Finance Emil Szweda powiedział, że w lipcu wynagrodzenia rosły wolniej niż przewidywano, i wolniej niż w czerwcu. "Sądzę, że następne miesiące przyniosą stabilizację i na koniec roku wzrost wynagrodzeń wyniesie ok. 5 proc. Pod koniec wakacji tego roku to będzie ok. 3,5 - 4 proc." - zaznaczył.

Mordasewicz pytany o dane dotyczące oddanych do użytku mieszkań ocenił, że o ile w budownictwie ogółem nastąpiła poprawa, to nie dotyczy to jeszcze budownictwa mieszkaniowego. "Zdecydowanie widać, że w budownictwie drogowym nastąpiła poprawa - to wiąże się z dużymi robotami publicznymi. Natomiast w budownictwie mieszkaniowym - mamy problemy" - powiedział.

"Poziom akcji kredytowe, jeśli chodzi o kredyty hipoteczne, został już przywrócony, jednak optymizm ludzi nie wrócił do poziomu 2007, czy 2008 r." - mówił Mordasewicz.

"Ludzie boją się utraty pracy, stali się bardziej ostrożni w zaciąganiu kredytów, rozpoczynaniu budów. Zarówno to budownictwo mieszkaniowe realizowane przez deweloperów, jak i to prowadzone tzw. sposobem gospodarczym, nie może się szybciej rozwijać, bo to jeszcze nie ten moment" - powiedział.

"Budownictwo szybciej niż inne sektory reaguje na zakłócenia w gospodarce, i później, niż inne sektory, odbudowuje się po kryzysie" - wyjaśnił Mordasewicz.

Zdaniem Szwedy, wysoka liczba rozpoczynanych inwestycji mieszkaniowych to bardzo dobry znak dla nabywców. GUS podał, że liczba rozpoczętych budów jest wyższa o 26,6 proc. w porównaniu z czerwcem 2009 i o 12,8 proc. do czerwca 2010.

"Mimo, że mieszkania gotowe nadal nie znajdują nabywców - jako niedopasowane do potrzeb kupujących - deweloperzy rozpoczynają nowe projekty. Po części to zapewne efekt obaw o wygasanie pozwoleń wydanych trzy lata wcześniej, a po części na ich decyzje wpływa biznesowa konieczność" - ocenił.

"Niektóre inwestycje - zwłaszcza na drogo kupionych gruntach w okresie boomu - trzeba rozpoczynać, żeby wycofać się z inwestycji choćby z minimalnym zyskiem. Lepszej okazji nie będzie, bo rynek kredytów hipotecznych oferuje niskie oprocentowanie, które w obecnych warunkach niższe już nie będzie" - zaznaczył analityk.