Decyzja PGE o skasowaniu inwestycji polegającej na budowie dwóch bloków węglowych w elektrowni Opole wywołała dyskusję o bezpieczeństwie energetycznym kraju. Jak oceniają Polskie Sieci Elektroenergetyczne, które odpowiadają za zapewnienie bieżących dostaw energii elektrycznej dla gospodarki, już od 2016 r. Polska może mieć problemy z zaspokojeniem zapotrzebowanie na energię. Powód – narzucony przez Komisję Europejską obowiązek zamykania najstarszych bloków węglowych ze względów na zaostrzane normy środowiskowe. Jak szacuje Paweł Skowroński, były wiceprezes PGE, do 2019 r. na kłódkę zamknięte zostaną elektrownie o łącznej mocy zainstalowanej do 6,5 tys. MW.
Problemu by nie było, gdyby PGE nie okazała się kolejnym inwestorem, który wycofuje się z budowy węglowej elektrowni. Jako pierwsze zrezygnowało RWE. Potem z działalności w Polsce wycofał się Vattenfall. Zaledwie przed kilkoma miesiącami do tego grona dołączył francuski EDF, zawieszając projekt budowy bloku węglowego w Rybniku. We wrześniu 2012 r. z budowę dużej jednostki odwołała nawet Energa, która zamiast elektrowni węglowej budować chce teraz blok gazowy w Grudziądzu.
Ten ostatni przykład pokazuje, że najstarsze elektrownie opalane „czarnym złotem” wcale nie muszą zostać zastąpione nowymi mocami węglowymi. Sposobem na załatanie „dziury” po zamykanych siłowniach może być właśnie budowa elektrowni gazowych. Zdaniem ekspertów powodów jest kilka. Najważniejszy - to krótki czas inwestycji oraz stosunkowo niskie nakłady. Za wybudowanie dwóch elektrowni gazowo-parowych w Stalowej Woli i Włocławku o porównywalnej mocy do węglowego bloku Enei w Kozienicach (jedyna duża rozpoczęta inwestycja w tej technologii), PGNiG i Tauron (Stalowa Wola) oraz Orlen (Włocławek) zapłacą łącznie ok. 3 mld zł. To blisko dwukrotnie mniej niż trzeba wyłożyć za rozbudowę elektrowni Enei.
W najbliższym czasie w Polsce prawdopodobnie ruszy budowa jeszcze tylko jednego dużego bloku węglowego. W maju kontrakt z wykonawcą planuje podpisać Tauron. I tym razem rachunek za realizację inwestycji o mocy 850 MW grubo przekroczy 5 mld zł. Energetyczny koncern nie ma jednak wyjścia. Tauron dysponuje najstarszym parkiem mocy wytwórczych w Polsce i jeśli nie chce stracić drugiej pozycji na rynku, musi zastępować stare moce węglowe nowymi, a także zdywersyfikować źródła produkcyjne, jak w Stalowej Woli.
Reklama
Dążenie do zbilansowanego miksu energetycznego, opartego na kilku porównywalnych filarach, stoi również przed całą polską gospodarką, która dziś uzależniona jest od jednego paliwa (ok. 85 proc. mocy zainstalowanych opiera się na węglu kamiennym i brunatnym). W tym samym kierunku poszła już Unia Europejska. Szybki rozwój źródeł energii elektrycznej wytwarzanej przy pomocy sił natury, czyli wiatru, słońca i biomasy, spowodował wzrost udziału OZE do poziomu porównywalnego z atomem, węglem i gazem. Dziś na każdą z tych czterech technologii wytwarzania energii przypada czwarta część udziału w rynku pod względem zainstalowanej mocy.
Taka rewolucja czeka i Polskę. Dziś z gazu wytwarza się u nas zaledwie kilka procent energii, ale ten stosunek szybko może się zmienić, bo plany energetyki obejmują budowę kilku takich bloków. Najbardziej realne są w pierwszej kolejności te oparte na kogeneracji, czyli produkcji ciepła i energii elektrycznej w jednym procesie technologicznym. Ta technologia pozwala dramatycznie podnieść tzw. łączną sprawność układu, a to obniża koszt produkcji energii. Kogeneracja nie jest możliwa bez lokalnych odbiorców ciepła, najlepiej zakładów produkcyjnych lub przedsiębiorstw ciepłowniczych. W przypadku elektrowni we Włocławku, ciepło będzie odbierane przez Anwil.
Obok niższych kosztów i krótszego czasu budowy (ok. 3 lata dla gazu w stosunku do 5-6 dla węgla) na korzyść „gazówek” przemawia jeszcze zdecydowanie wyższa sprawność czyli efektywność wykorzystania paliwa (ok. 60 proc. do ok. 45 proc. w przypadku nowych jednostek węglowych), a to bezpośrednio przekłada się na mniejszą emisyjność.
- Gaz jest obecnie najbardziej optymalnym źródłem wytwarzania pod względem dwóch kryteriów: wpływ na środowisko i jednoczesna pewność i elastyczność wytwarzania. Farmy wiatrowe, których znaczenie ostatnio bardzo rośnie, nie emitują CO2 ale nie są także źródłem energii, na którym możemy polegać i sterować ich pracą. Gaz jest zawsze wtedy kiedy jest potrzebny – mówi Marcin Wasilewski, dyrektor Biura Energetyki PKN Orlen.
Gazowe źródła mają jeszcze jedną zaletę. W łatwy sposób można nimi sterować. To szczególnie ważne przy dynamicznie rosnącym udziale odnawialnych źródeł energii, które – jak zauważa Andrzej Strupczewski, były ekspert m.in. Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej – rozwijają się w sposób sztuczny. - Bo dzięki różnym systemom wsparcia, które kosztują miliardy euro rocznie – uzasadnia Andrzej Strupczewski.
OZE potrzebują wsparcia, bo panele solarne pracują przez zaledwie kilkanaście proc. czasu w roku, wiatraki – przez ok. 20-25 proc. Kiedy natura nie zasila takich elektrowni, system mogą uzupełniać „gazówki” zdolne także do zapewniania podstawowych potrzeb energetycznych gospodarki. Na razie jednak wzrost udziału OZE i węgla przy jednoczesnym braku istotnego wzrostu na zapotrzebowanie energię elektryczną spowodował zmniejszenie ilości energii produkowanej z gazu. Na niekorzyść technologii wykorzystującej błękitne paliwo działały utrzymujące się relatywnie wysokie ceny surowca. Obniżka cen, które płaci PGNIG, nastąpiła dopiero w końcówce 2012 r.
Światowy kryzys, który na polskiej gospodarce odbija się spowolnieniem, spowodował także obniżenie zapotrzebowania na energię elektryczną. Efekt - przy jednoczesnym spadku cen energii elektrycznej na rynku bieżącym i w kontraktach terminowych, część z planowanych projektów inwestycyjnych stanęła pod znakiem zapytania.
Dochodzące z zarządów firm energetycznych głosy niepewności zmusiły Ministerstwo Gospodarki do zapowiedzi zaktualizowania założeń polskiej polityki energetycznej do 2030 r. Choć kształt polskiej energetyki wynika z ogólnoeuropejskiej polityki ograniczania emisji CO2 do atmosfery i rosnącego udziału odnawialnych źródeł energii w finalnym zużyciu energii, to jednak musi brać pod uwagę lokalne uwarunkowania takie jak własne złoża węgla. Dlatego zdaniem ekspertów polityka energetyczna państwa znacząco się nie zmieni i nadal opierać się będzie na węglu przy jednoczesnym rozwoju OZE, gazówek i energetyki jądrowej.
Co ciekawe, w ostatnich latach udział energii produkowanej na bazie węgla wzrósł przede wszystkim w Niemczech. Było to możliwe dzięki niskim cenom emisji CO2 (elektrownie muszą płacić za każdą tonę wyemitowanego do atmosfery dwutlenku węgla), ale przede wszystkim dzięki spadkowi cen węgla na światowych rynkach. Spory udział w zbiciu cen węgla miała łupkowa rewolucja w Stanach Zjednoczonych i w efekcie tego zalanie Europy tanim surowcem zza Atlantyku oraz Azji.
To jeden z powodów, dla którego eksperci uważają, że całkowita rezygnacja z węgla nie jest możliwa m.in. także ze względu na wspomniany już niedobór mocy, które mogłyby zastąpić bloki węglowe. Na rynku jest zgoda, że odejście od węgla jest przedsięwzięciem trudnym i procesem długotrwałym. Według szacunków Urzędu Regulacji Energetyki, związane z dostosowywaniem się do przepisów pakietu klimatycznego stopniowe wyłączanie elektrowni węglowych nawet jeżeli nie spowoduje ok. 2016 r. w Polsce niedoborów energii, to z pewnością sprawi wiele kłopotu największym odbiorcom.
ikona lupy />
Zapotrzebowanie na energię elektryczną będzie rosło / Dziennik Gazeta Prawna