Nikkei zakończył sesję spadkiem o 10,6 proc. - największym od krachu z 1987 roku. Indeks znalazł się też na najniższym poziomie od kwietnia 2009 roku. Tym razem nerwowo zrobiło się na wszystkich rynkach.

Za przyczynę wybuchu paniki, która sprowadziła Nikkei nawet do niższych poziomów niż na zamknięciu (indeks tracił nawet 13 proc.) uważa się kolejną eksplozję w elektrowni atomowej i groźbę napływu radioaktywnej chmury nad Tokio. Skala dewastacji japońskiej gospodarki wciąż nie jest jeszcze znana, ale niedobory energii z pewnością będą ją trapić jeszcze długo po zażegnaniu największego niebezpieczeństwa.

O ile wczoraj inne rynki azjatyckie tylko biernie przyglądały się przecenie Nikkei (wczoraj indeks w Tokio spadł o 6,2 proc.), a niektóre nawet zyskiwały w nadziei na lukratywne kontrakty związane z odbudową i usuwaniem zniszczeń w Japonii, tak dziś międzyrynkowa solidarność jest już bardziej wyraźna. Hang Seng spadł o 3,1 proc., Kospi o 2,4 proc., a SCI o 1,4 proc. Jednak - co także nie powinno ujść uwadze inwestorów z innych rynków - w pierwszej części dnia straty indeksów były nawet dwukrotnie większe, ale w połowie notowań nastąpił zwrot i inwestorzy kupowali przecenione akcje.

Do tragicznych w skutkach wydarzeń w Japonii chodzi jeszcze interwencja sił policyjnych Arabii Saudyjskiej w Bahrajnie, która może prowadzić do wzrostu napięcia na Półwyspie Arabskim. Mimo to, ceny ropy spadają o 2,6 proc., co może tonować nastroje. Z drugiej strony kontrakty na S&P także spadają o 2,5 proc., co gwarantuje, że notowania w Europie będą nerwowe.

Reklama

Gra idzie o wysoką stawkę, bo większość indeksów w Europie wczoraj przełamała minima trendu spadkowego i potrzebowała by wzrostu, by zanegować sygnały sprzedaży. Również S&P nie może sobie pozwolić na dalszy spadek, ale oczekiwanie na zwyżki dziś, to jak liczenie na cud. Tym bardziej, że dane makro mogą zostać zignorowane (m.in. odczyt indeksu ZEW, dane o inflacji, w tym także w Polsce), ponieważ siłą rzeczy dotyczą przeszłości lub oceny gospodarki sprzed nowej sytuacji. Tylko bieżące i doraźne działania polityków i banków centralnych mogą dziś wpływać na zachowanie inwestorów, ale widać, że nawet bezprecedensowa akcja Banku Japonii, który wpompował w system finansowy gigantyczną pulę środków (równowartość 183 mld USD), nie zapobiegła panice w Tokio. W tej sytuacji oczy całego świata finansów skierowane zostaną na Fed, który i tak spotyka się dziś na regularnym posiedzeniu. Ale komunikat poznamy dopiero po 20:00.

Doniesienia ze spółek nie grają roli dziś rano. Na otwarciu zagrają emocje, choć należy się ich wystrzegać. Na Wall Street spadały akcje spółek związanych z energią atomową (u nas takich nie ma), rosły te związane z energetyką odnawialną (których reprezentacja na GPW jest nader skromna). Również bezpośrednie powiązania polskich firm z japońskimi nie są tak duże, by wyceniać wartość utraconych korzyści. Zostają więc tylko emocje, które trzeba jak najszybciej powściągnąć.