Wyobraźcie sobie, że idziecie do salonu motoryzacyjnego i kupujecie auto, szybkie i dynamiczne. Wsiadacie, uruchamiacie silnik i... nic. Idziecie z pretensją do dealera, a ten pyta, czy jesteście w stanie auto popchnąć. W dobrej wierze sprawdzacie i rzeczywiście – auto przemieściło się o 10 cm. „W takim razie wszystko w porządku – mówi dealer – warunki umowy zostały dotrzymane, jeśli auto tylko się poruszy”.
Tak z punktu widzenia użytkownika internetu wygląda sytuacja, kiedy kupuje dostęp do sieci o prędkości 20 Mb/s, a w praktyce ma zapewnienie, że przepływ danych wyniesie 8Kb/s. Internet o takiej prędkości jest równie niezdatny do użytku jak ów samochód, który trzeba popchnąć.
Ale te tłumaczenia do mnie nie docierają, bo jeśli klientowi się gwarantuje absolutne minimum, które nijak ma się do tego, o czym opowiadają zawodowo entuzjastyczni sprzedawcy, to nie traktuje się go poważnie. To jest postępowanie, które potocznie zwie się „darciem z kogoś łacha”.
Reklama
Gdyby to był jeden przypadek, można by przeboleć. Ale wystarczy porozmawiać z ludźmi, by się dowiedzieć, ilu nosi urazę do telekomów. Ilu z nich miało do czynienia z usługą poniżej reklamowanej jakości, jak częste są problemy z rozliczeniem faktur czy kłopoty ze sprzedawcą, który po sprzedaniu usługi zapomina o działaniach zmierzających do przejęcia numeru od starego operatora.
Problem relacji klient – firma telekomunikacyjna narasta tym bardziej, im bardziej te usługi stają się masowe i im bardziej dostęp do sieci przekształca się w coś równie niezbędnego jak dostęp do prądu czy czystej wody. Prędzej czy później sprawa zrobi się na tyle ważna, że postulaty, aby „coś zrobić z telekomunikacją”, trafią do polityków. A ci nie będą się przejmować oczywistymi problemami technicznymi, tylko wprowadzą takie rozwiązania, które telekomy po prostu zabolą. Tak samo zrobili z opłatami od transakcji kartami, które ścięli o więcej niż połowę, nie reagując na błagalne głosy bankowców. Całkiem możliwe, że właśnie telekomy staną się następnym celem sejmowych regulatorów. W końcu temat dotyczy wszystkich, można na nim zyskać popularność, a wybory coraz bliżej.