Już w gdy w maju w Warszawie wybuchł wielki pożar, w którym spłonęła hala targowa przy ulicy Marywilskiej, wielu komentatorów z uwagą spoglądało na to zaskakujące wydarzenie. Jednak gdy wiązali ten pożar z działaniem rosyjskich służb, władza była bardziej oszczędna w słowach.
Plaga pożarów w Polsce. Dziwny zbieg okoliczności?
Teraz to się zmieniło i nawet członkowie rządu nie mają wątpliwości, że podejrzana kumulacja dziwnych pożarów może być dziełem rosyjskiego wywiadu i osób przez niego werbowanych. Wyraz temu dał w środę minister spraw wewnętrznych, Tomasz Siemoniak.
- Bierzemy pod uwagę wszystko. Doświadczenia ostatnich miesięcy, począwszy od pierwszej próby podpalenia składu budowlanego we Wrocławiu pokazują, że w każdej sytuacji trzeba brać pod uwagę działanie obcej agentury, która zleca jednorazowym agentom, za nieduże pieniądze, ze sprzętem dość amatorskim, podpalenie różnych obiektów – przyznał na antenie TVN 24 minister Siemoniak.
Podkreślił on jednocześnie, że wszystkie te tropy sprawdzane są przez ABW, a polskie służby są w ciągłym kontakcie z sojusznikami, gdyż do podobnych wydarzeń dochodzi również w innych krajach. W ocenie ministra Siemoniaka, nie ma już wątpliwości, że po drugiej stronie mamy służbę specjalną obcego państwa, które stosuje metody, jakich nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.
Następny ruch Rosji będzie groźniejszy. Oficer ostrzega
Powtarzające się pożary i dziwne zdarzenia na pierwszy rzut oka nie wywołały w Polsce większej paniki, ani chaosu, a wiele osób, mając świadomość, że za atakami stać mogą Rosjanie, nie popada w specjalne przerażenie. Czyżby zatem taktyka, jaką obrały sobie rosyjskie służby, nie za bardzo w Polsce się sprawdzała? Eksperci ostrzegają, że podobne myślenie to błąd.
- To jest podstawowa strategia Rosjan, czyli chaos i lęk, ale przede wszystkim ich celem jest wywołanie nieufności do władz. To wszystko zależy od możliwości sabotażowych i wywiadowczych, bo jakby tych pożarów się zrobiło jednocześnie na przykład 10 i wpłynęłyby one na załamanie potencjału straży pożarnej, służb, to wtedy byłaby pełna panika – mówi Forsalowi Robert Cheda, były oficer i analityk Agencji Wywiadu.
Znając od kuchni sposób postępowania rosyjskich służb specjalnych, Robert Cheda nie ma wątpliwości, że Rosjanie mogą nas jeszcze zaskoczyć skalą wydarzeń podobnych do tych, jakich byliśmy świadkami w ostatnich tygodniach. Wybuch jednocześnie wielu takich pożarów mógłby poważnie nadwyrężyć możliwości polskich służb ratowniczych. Jednak nie to wydaje się być najgorsze.
- Niemal pewne wydaje się, że Rosjanie na takich pożarach nie poprzestanąi eskalują, a ja najbardziej obawiam się ataku na infrastrukturę, na przykład jakąś elektrownię – mówi ekspert.
Pożary w Polsce. Płonie coraz ważniejsze obiekty
O podobne zagrożenie miejsc niezbędnych do sprawnego działania państwa pytany był również minister Siemoniak. Przyznał on, że obiekty te są pod stałą kontrolą i to na „najwyższym poziomie”. To jednak może być trudne, gdyż jak zauważa Robert Cheda, każdy, nawet niewielki, ale podejrzany pożar już angażuje nasze służby, których możliwości nie są niewyczerpane.
- Pamiętać trzeba, że to jest też odciąganie sił i środków kontrwywiadu, który każdy taki pożar musi sprawdzać, wszczynać dochodzenia i być może to odciąga uwagę od innego szykowanego zagrożenia i to na o wiele większą skalę. Niestety, też przez nieumiejętne działania medialne władz ludzie się uodparniają. Tu wybuchnie pożar, tam znów kolejny i to robi się jakby zwykła normalność. I niebezpieczne jest to, że kiedy przyjdzie jakieś skumulowane zagrożenie, przyjdzie ostrzeżenie i ludzie je zignorują – ostrzega Robert Cheda.