"Od dłuższego czasu dużo się mówi o tzw. sekularnej stagnacji w gospodarkach państw wysoko rozwiniętych. Podstawowym jej objawem jest obniżona skala inwestycji i chronicznie występujący nadmiar oszczędności" - napisał Andrzej Sławiński w komentarzu dla "Rzeczpospolitej".

"Efektem jest stosowanie przez banki centralne niekonwencjonalnych instrumentów polityki pieniężnej, by chociaż w ten sposób ożywić koniunkturę i uruchomić gromadzący się w instytucjach finansowych nadmiar oszczędności. U nas nadmiar oszczędności nie występuje, więc nie ma powodu, by NBP stosował tego rodzaju instrumenty polityki pieniężnej" - dodał.

Sławiński wskazuje, że na świecie, do ratowania koniunktury, banki centralne stosowały, bądź stosują niekonwencjonalne instrumenty polityki pieniężnej.

>>> Czytaj też: Terapia szokowa w Rosji przyniosła rezultaty. Ekonomiści są zaskoczeni

"Najbardziej znanym z nich jest QE, które pomogło gospodarkom USA, Wielkiej Brytanii, a teraz pomaga strefie euro. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie banki centralne wprost marzą o wycofaniu się z programów QE, gdy tylko okaże się to możliwe, ponieważ uczestnictwo w nich jest jednak ocieraniem się o granice ich niezależności, a to ona umożliwia im dbanie w długim okresie o siłę nabywczą pieniądza" - uważa dyrektor IE NBP.

Reklama

"U nas, na szczęście, QE nikt nie proponuje. Powracają jednak propozycje, by bank centralny udzielał bankom pożyczek płynnościowych lub wręcz kreował pieniądz. Warto więc przypomnieć, dlaczego w innych krajach takie propozycje się pojawiały, by wykazać, że do naszej sytuacji nie pasują" - dodał.

Czytaj więcej w "Rzeczpospolitej"