Ze świeczką szukać negatywnych rekomendacji dla złotego, co przynajmniej w krótkim terminie sprowadza się do silnego popytu na naszą walutę. Było to szczególnie widoczne wczoraj. Poprawa sentymentu globalnego została skwapliwie wykorzystana do umocnienia złotego i przełamania psychologicznej bariery 4 złotych za euro. Stało się to już o poranku i to pomimo niezbyt korzystnych informacji o polskim przemyśle. Okazało się bowiem, że wskaźnik PMI spadł z 52,4 pkt. w grudniu do 51 pkt. w styczniu.

Można powiedzieć, że nasza giełda bardziej odzwierciedlała realia, gdyż nie kwapiła się zbytnio do wzrostów. Wskaźniki PMI dla strefy euro jak i tak ważny dla rynków wschodzących, czyli chiński - wzrosły. Za Wielkim Murem indeks osiągnął nawet swój rekord, ale miejscowy parkiet się tym zbytnio nie przejął i zgodnie ze swoją styczniową tendencją spadał.

GPW nie było miejscem aktywnego handlu i większych zmian cen. Obrót był znikomy, a główny indeks przez cały dzień się konsolidowały w obszarach ujemnych. W Europie Zachodniej praktycznie cały dzień indeksy podnosiły się ze swoich minimów ustanowionych na początku sesji, a przyspieszyły popołudniu, gdy również Amerykanie obudzili się w dobrych nastrojach.

Pomagały dane makroekonomiczne, gdyż wartość wskaźnika ISM liczonego dla przemysłu amerykańskiego wyniosła aż 58,4 pkt. wobec oczekiwań na poziomie 55,2 pkt. Trochę gorsze były wcześniejsze informacje o dynamice wydatków amerykańskich gospodarstw domowych, jednak udało się im wzrosnąć o 0,2 proc. Ponadto dochody zwiększyły się bardziej od prognoz.

Reklama

Dobry sentyment udzielił się i naszej walucie, która popołudniu ponownie przełamała barierę 4 złotych i zeszła do poziomu 3,98 złotych za euro. Straty odrabiało i euro oraz przecenione surowce. Rynki w końcu złapały oddech, który nie zmaterializował się w zeszłym tygodniu. Pamiętać jednak trzeba, że początek tygodnia i miesiąca przeważnie charakteryzują się na parkietach lepszą atmosferą.

Wczoraj prezydent Obama przedstawił również propozycję budżetu na rok fiskalny 2011. Sprowadza się on do większych podatków dla osób zarabiających powyżej 200 000 dolarów rocznie. Więcej mają płacić również przedsiębiorstwa, przy jednoczesnym wprowadzeniu niewielkich cięć dla osób z mniejszymi dochodami. Można było się również dowiedzieć o chęci przeznaczenia środków na tworzenie nowych miejsc pracy, ale o tym prezydent będzie pewnie mówił podczas każdej okazji, gdyż bezrobocie pozostaje znaczącym problemem. Mimo zabiegów prowadzących do zwiększenia dochodów cała najbliższa dekada będzie charakteryzowała się podwyższonymi deficytami, średnio 4,5 proc. rocznie. Zastanawiające jest jak to będzie finansowane …