Na Wall Street notowania poprawiły spółki paliwowe, oczywiście w związku z rosnącymi notowaniami ropy. Ale poza branżą wydobywczą, dla reszty gospodarki wzrost cen ropy to kłopot. Najsilniej przeceniono banki, ponieważ wzrost inflacji mógłby zagrozić ich wynikom i wciąż dalekim od bezpieczeństwa bilansom. Tym samym, w finalnym rozliczeniu, rynek nie zwrócił większej uwagi na dobre dane makro (choć początkowo wydawało się, że zminimalizują one obawy) - o silnym wzroście indeksu nastrojów konsumentów (najwyżej od trzech lat) i indeksu Fed z Richmond. Nieco słabszy od oczekiwań był natomiast odczyt indeksu cen domów w USA (spadek o 2,4 proc.). Warto jednak odnotować, że o ile S&P stracił ponad 2 proc. (a Nasdaq jeszcze więcej), to indeksy giełd Ameryki Południowej traciły o połowę mniej nie zbliżając się nawet do minimów z początku miesiąca. To może mieć pewne znaczenie dla GPW, o czym niżej.

W Azji nastroje były umiarkowanie pesymistyczne. Początkowo indeksy próbowały nawet rosnąć, ale do końca sesji mało któremu udało się dowieźć zyski. O 0,25 proc. wzrósł Shanghai Composite, ale Kospi stracił 0,4 proc. (po kolejnej wypowiedzi przedstawiciela rządu zmartwionego ryzykiem wzrostu cen), a Hang Seng 0,3 proc. O 0,8 proc. spadł Nikkei w reakcji na dane o nieoczekiwanym deficycie (470 mld jenów) w bilansie handlowym, zanotowanym po raz pierwszy od 22 miesięcy. Winą za słabszy wzrost eksportu obarczono niższy popyt z Azji.

Postawa rynków azjatyckich może zaboleć GPW, zwłaszcza Kospi, który zanotował nowe minima trendu spadkowego. Ale największe znaczenie dla inwestorów z Europy ma zachowanie Wall Street. W czasie, gdy wczoraj kończono handel na Starym Kontynencie, S&P właśnie odrabiał straty z otwarcia (dzięki dobrym danym), dopiero po zakończeniu sesji w Europie spadki w Stanach nabrały tempa. Dziś rynki akcji będą musiały zapłacić cenę za swoją odwagę w końcówce wczorajszych notowań.

W przypadku GPW sprawa jest delikatna. Od czterech sesji WIG20 broni się przed zejściem poniżej 2 640 pkt (w piątek zanurkował niżej, ale na chwilę), i dziś zapewne ponownie będziemy testować dołki intra-day z poprzednich sesji. Ponieważ GPW przez cały luty wykazywała symptomy słabości mamy pewien bufor bezpieczeństwa, ale nie wiadomo jak długo zdoła się on utrzymać. Perspektywy gospodarcze szybko pogarszają się w obliczu rosnących oczekiwań inflacyjnych, pompowanych dodatkowo niemal każdego dnia przez rynki surowców i media. Pozostaje mieć nadzieję, że skoro inne rynki wschodzące (poza Koreą Płd.) nie notują nowych minimów, a GPW wykazuje jednak pewne opóźnienie wobec nich, to również WIG20 nie pogłębi dziś dołków. Nadzieja nie może być jednak strategią. Przełamanie kolejnego wsparcia może dać silny impuls spadkowy. W tym kontekście dobrze się składa, że od dziś w Polsce spada wysokość mandatów za przeklinanie w miejscach publicznych.

Reklama

Czynniki zagrożenia na dziś, to w dalszym ciągu krwawy konflikt w Libii, który przysparza też nowego problemu Unii. Fala uchodźców obarcza kosztami kraje Europy Południowej, które nie cierpią przecież na nadmiar środków. Dodatkowo Grecja może potrzebować renegocjacji warunków unijnej pomocy. Raporty kwartalne spółek, które ujrzały dziś światło dzienne nie zachęcają do ich zakupów. Telekomunikacja zarobiła mniej niż oczekiwano, Orbis zamienił straty na zysk w IV kwartale, ale zysk na poziomie kilku milionów złotych nie wstrząśnie rynkiem. Szansę ma KGHM, ponieważ rekordowe ceny srebra dają perspektywę wzrostu zysków.

Po stronie szans możemy wymienić dane o sprzedaży detalicznej w Polsce (ale na duży efekt nie można liczyć), czy też dane o sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA (poznamy je o 16:00). Argumentów za posiadaniem i kupowaniem akcji nie ma więc dziś wiele.