Apple rozrosło się do takiego rozmiaru, że przypomina bardziej spółkę wartościową niż wzrostową. Co to znaczy? Ma ustabilizowaną i silną rynkową pozycję oraz regularnie wypłaca dywidendy, zamiast obiecywać inwestorom spektakularne (20-30 proc. w skali roku) wzrosty przychodów w przyszłości. Nieprzypadkowo jest to ulubiona spółka ojca inwestowania w wartość, czyli Warrena Buffeta i zdecydowanie największa, ponad 40-procentowa pozycja w portfolio jego wehikułu inwestycyjnego Berkshire Hathaway.

Jak szybko rośnie Apple?

Apple znajduje się jednak w wyraźnym spadkowym trendzie wzrostu przychodów. O ile w znakomitym 2021 roku (szczególnie w Chinach, gdzie sprzedaż produktów firmy wystrzeliła w górę) wzrost przychodów firmy zamykał się w aż trzech kwartałach w przedziale 29-54 proc., co jest szokująco dobrym wynikiem jak na spółkę o takiej kapitalizacji, o tyle zeszły rok stał pod znakiem słabiutkich wzrostów (2-9 proc.). W ostatnim kwartale Apple doświadczyło wręcz spadku przychodów o ok. 5,5 proc.

Reklama

Wygląda na to, że inwestorzy powinni pogodzić z faktem, że największa spółka świata będzie rozwijała się powoli. Wskaźnik EPS forward long term growth (3-5 year CAGR), czyli prognoza wzrostu zysku na akcję na najbliższe 3-5 lat, wynosi dla Apple 10,31 proc. Dla porównania: w przypadku Tesli to 24,58 proc., a w przypadku Amazona aż 32,93 proc. Widzimy więc, że inne wielkie spółki technologiczne powinny rosnąć zdaniem analityków bisko 3-krotnie szybciej*.

Apple zmaga się oczywiście z efektem bardzo wysokich oczekiwań (bazy) po latach, w których mocno skorzystało na pandemii i hojnych politycznych programach zwiększających siłę nabywczą miłośników sprzętu kultowej marki. Przychody i zyski firmy charakteryzowały się w przeszłości dużą cyklicznością, co sugeruje, że nadchodzące kwartały będą stały zapewne pod znakiem rozczarowujących inwestorów wyników. Spowolnienie wzrostu Apple’a to jednak nie tylko wynik sytuacji makroekonomicznej i kulejącego popytu na hardware, ale w dużej mierze także pochodna struktury firmy i jej strategii.

Strategia spółki

Apple siedzi na furze pieniędzy. Wartość gotówki i krótkoterminowych papierów dłużnych w posiadaniu firmy wyniosła według ostatniego raportu finansowego spółki ponad 51 mld dol. Pod koniec 2019 roku była mniej więcej dwukrotnie większa. Strategia Apple jest ostrożna i nie zawierała w ostatnim czasie agresywnych dużych przejęć, które pozwoliłyby firmie otworzyć się na nowe rynkowe nisze z dużym potencjałem wzrostu. Dywidendy wypłacane przez Apple’a rosną od 9 lat, a ich średni wzrost w okresie ostatnich 5 lat wyniósł 7,87 proc. Biorąc pod uwagę konkurencję, dywidenda Apple’a jest jednak niska ̶ analitycy szacują, że w nadchodzącym roku ma wynieść 0,57 proc. wartości akcji*.

Co więc Apple robi z zyskami? Od wielu lat jest globalnym liderem w zakresie skupu własnych papierów (ang. buyback). Według Bloomberga Apple wydawało na ten cel w ciągu ostatniej dekady rocznie średnio 50 mld dol. Szczególnie hojne było w latach 2018-2022, gdy wartość buybacków wynosiła od 67 do 89 mld dol. We wcześniejszych latach oscylowała w granicach 20-40 mld dol.

Apple jest w tej konkurencji niezagrożonym dominatorem. W ciągu ostatnich 5 lat przewyższało spółkę o drugiej najwyższej wartości skupu własnych akcji o co najmniej 30 mld dol. Dzięki temu wartość firmy była w ostatnich latach tak stabilna.

Ostrożna polityka firmy widoczna jest także w sferze zatrudnienia. Jak pisaliśmy wcześniej, Apple prowadziło bardziej efektywnie w czasie pandemii, dzięki czemu nie musiało masowo zwalniać tak jak inne big techy w ostatnich miesiącach.

Uzależnienie od Chin

Apple jest w niebezpiecznie dużym stopniu uzależnione od Chin. Szacuje się, że aż 85 proc. wszystkich iPhone’ów z serii Pro produkuje jedna fabryka zlokalizowana w chińskim mieście Shengzou. Azjatyckie państwo odpowiada według szacunków za jeszcze większy odsetek całkowitej podaży smartfonów firmy. Lockdowny i protesty pracowników w Chinach oraz rosnące geopolityczne napięcia na linii USA-Chiny z Tajwanem w tle pokazują, jak ryzykowna jest taka koncentracja produkcji w jednym państwie. Apple planuje przenieść jej część poza Chiny, przede wszystkim do Indii czy Wietnamu. Chciałoby także zmniejszyć uzależnienie od tajwańskich producentów, w tym oczywiście Foxconnu. Według analityka Ming-chi Kuo z TF International Securities Apple chce, by długoterminowo 40-45 proc. iPhonów powstawało w Indiach. Wietnam ma odpowiadać głównie za takie produkty jak laptopy, smartwatche czy iPody.

Kolejny poważny problem firmy to kulejący popyt na elektroniczny sprzęt. Globalne dostawy smartfonów w 2022 roku zmniejszyły się aż o 12 proc. i wyniosły poniżej 1,2 miliarda sztuk. To najgorszy wynik od 2014 roku. Apple ma drugi największy rynkowy udział (19 proc.) po Samsungu (22 proc.), ale doznało w czwartym kwartale zeszłego roku największego spadku pod względem dostaw w historii. Spadek w ujęciu rocznym wyniósł 11 proc. To przede wszystkim skutek utrudnień w produkcji w Chinach spowodowanych walką tamtejszego rządu z pandemią oraz kurczącego się popytu.

Apple to spółka, która bazuje na sprzedaży hardware’u. Generuje ponad 80 proc. przychodów firmy. Zdecydowanie najważniejszym ich źródłem jest handel smartfonami (56 proc.). Sprzedaż urządzeń ubieralnych (ang. wearables) odpowiada za 12 proc., iPady za 8 proc., a tablety za 7 proc.

Wszystkie usługi, czyli m. in. Apple TV, App Store, iTunes czy iCloud, wypracowują łącznie 18 proc. przychodów (dane za ostatni kwartał 2022).

Rynek czeka na gogle VR i Apple Cara

Problem polega na tym, że produkty Apple’a coraz bardziej rozczarowują. Tak było chociażby w przypadku iPhone’a 14, który jest niewielkim funkcjonalnym i sprzętowym postępem w porównaniu do poprzedniej generacji smartfonów firmy. Nie zrozumcie mnie źle – Apple produkuje wysokiej jakości sprzęt, ale nie robi wystarczająco wiele, żeby sprostać bardzo wysokim oczekiwaniom inwestorów i klientów, które samo budowało przez lata.

Czy pamiętacie, kiedy Apple pokazało ostatni naprawdę innowacyjny i zaskakujący produkt? Ja też nie. Ostatnim naprawdę oryginalnym produktem firmy, który przy okazji był rynkowym sukcesem, były bezprzewodowe słuchawki AirPods, które weszły na rynek w 2016 roku. Oznacza to, że w ciągu ostatnich 6 lat zieje pustką. Miłośnicy kultowej marki czekają na premierę gogli VR, a w tle czai się jeszcze Apple Car. Na horyzoncie już piętrzą się jednak problemy, które mogą zatopić pierwszy ze wspomnianych projektów.

Giganci branży technologicznej, a szczególnie Meta, inwestują ogromne środki w rozwój sprzętu do wykorzystywania w wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości. Ważnym graczem w tej rozgrywce jest oczywiście także Apple, które zamierza zagarnąć dużą część rynkowego tortu od firmy Zuckerberga zdecydowanie dominującej na rynku okularów VR/MR (virtual/mixed reality). Zdaniem specjalizuje się w problematyce związanej z Apple analityka Ming-Chi Kuo firma mocno wątpi w rynkowy sukces swoich gogli. Dlaczego bardzo kosztowny w rozwoju produkt może okazać się klapą? Badania rynkowe pokazują, że klienci nie są zachwyceni perspektywą kupna urządzenia, które jest bardzo drogie (ma kosztować ok. 3,5 tys. dol.), niewygodne i mało funkcjonalne ze względu na brak oprogramowania. Pamiętajmy, że technologie leżące u podstaw metawersum są dopiero we wczesnej fazie rozwoju, a sama koncepcja internetu nowej generacji jest wciąż dość mglista. Harmonogram masowej produkcji gogli został przesunięty o kolejny miesiąc-dwa.

Eksperci śledzący z bliska spółkę przekonują, że Apple pracuje od pewnego czasu (choć nieoficjalnie) także nad sprzętem do rozszerzonej rzeczywistości. Przecieki sugerują jednak, że na gotowe okulary do AR poczekamy jeszcze zapewne kilka lat. Gogle do VR/MR będą miały z dużym prawdopodobieństwem premierę w tym roku. Żeby produkt został odebrany jako sukces firmy, musi wyraźnie przewyższać ofertę liderów tej biznesowej niszy, w tym Mety. Konkurencja nie śpi – Xiaomi zaprezentowało właśnie podczas Mobile World Congress w Barcelonie własne okulary do AR (prezentacja poniżej).

A Apple Car? Początkowo miał to być w pełni automatyczny samochód, ale jak zauważa w jednym z artykułów Szymon Radzewicz, projekt jest stopniowo przekształcany w kierunku dość konwencjonalnego pojazdu.

Dodajmy, że za pół miliona złotych. Apple będzie próbowało wejść na bardzo konkurencyjny rynek motoryzacyjny właściwie bez doświadczenia i z wieloletnimi technologicznymi zapóźnieniami, a przecież Tesla jest już na zaawansowanym etapie rozwoju własnej technologii autonomicznej jazdy. Być może Apple Car okaże się rynkowym sukcesem, ale nie oszukujmy się – na ten moment z inwestycyjnego punktu widzenia ma on dla spółki marginalne znaczenie.

W jakie branże może wejść Apple?

Co powinna zrobić spółka, żeby utrzymać miano największej na świecie? Rynki, na których operuje firma, są już w dość dużym stopniu nasycone. Dane pokazują, że klienci zmieniają smartfony raz na kilka lat, a firmie coraz trudniej jest wprowadzać do nich ulepszenia, które co roku uzasadniałyby kupno nowego modelu za kilka tysięcy dolarów. Rozwiązaniem tego problemu mogłoby być wprowadzenie stałej subskrypcji, która w jej cenie umożliwiałaby klientom wymianę telefonu na nowe modele. Według Bloomberga Apple pracuje już nad tego typu rozwiązaniem.

Apple ma (jak pisałem wyżej) środki, które mogłoby wykorzystać na przejęcia. Dałyby one spółce ekspozycję na zupełnie nowe biznesowe obszary, które mają większy potencjał wzrostu niż sprzedaż hardware’u. Zdaniem przedsiębiorcy Davida Alberta FriedbergaApple może zdecydować się na poważną dywersyfikację posiadanych biznesów. Jakie kierunki wchodzą w grę? Friedberg spekuluje, że może być to kupno koncernu, który posiada bogate zasoby własnego kontentu (spektakularne byłoby przejęcie Disneya) lub dużego podmiotu z branży motoryzacyjnej (np. Fiat Chrysler).

Potencjalne przejęcie ma duże szanse powodzenia, ponieważ Apple dominowało jak dotąd niemalże każdy rynek, na który weszło: iOS ma 27-proc. udział w rynku oprogramowania na smartfony, chociaż jest dostępne tylko na iPhone’ach, ma ponad 50-proc. udział w ryku smartfonów w USA, jest także zdecydowanym globalnym liderem na rynku inteligentnych zegarków.

Kilka innych sensownych branż wymienił jeden z amerykańskich podcasterów, który specjalizuje się w inwestycjach z zakresu zaawansowanych technologii. Wskazuje choćby na rynek inteligentnych urządzeń. Gdyby Apple zdobyło 20-proc. udział w tym rynku, na którym istnieje już zresztą od jakiegoś czasu, to mogłoby zwiększyć przychody o setki miliardów dolarów. Kolejnym potencjalnie bardzo rentownym ruchem byłaby ekspansja na rynku „health & fitness”, na którym mogłoby wykorzystać swoje unikalne dane gromadzone od użytkowników korzystających z inteligentnych zegarków. Ciekawym ruchem byłoby przejęcie firmy Peleton, która posiada bogatą bibliotekę nagrań dotyczących fizycznych ćwiczeń.

Dane są nazywane ropą nowoczesnej gospodarki. Apple mogłoby je wykorzystać do ekspansji na jeszcze jednym ogromnym rynku ̶ ubezpieczeniowym. Jak? Biznesowymi wygranymi następnych lat będą właśnie firmy mające najbardziej unikalne i największe zbiory danych, które zostaną wykorzystane do rozwoju własnych modeli sztucznej inteligencji. Firmy, które będą krok przed konkurencją stworzą najlepsze usługi, przyciągną dużą liczbę użytkowników, co da im jeszcze większą przewagę w zakresie posiadanych baz danych (na rynku technologicznym to zwycięzca bierze wszystko). Apple ma to, czego nie posiadają współczesne firmy ubezpieczeniowe – szczegółowe informacje na temat zdrowia użytkowników (Apple Watch rejestruje chociażby ciśnienie krwi, poziom jej natlenienia, a także zapis pracy serca). Wystarczy malutki udział w rynku rzędu 2-3 proc., by Apple zwiększyło przychody o kolejne 50 mld dol. Mogłoby oferować własne telemedyczne usługi lub nawiązać współpracę z dużymi ubezpieczycielami, którzy chętnie skorzystaliby z jego danych.

Apple może nadal odcinać kupony od swojej dawnej innowacyjności albo podjąć ryzyko i zmienić to, czym jest. Skorzystają na tym inwestorzy, klienci i sama technologia.

*Wszystkie dane oznaczone gwiazdką pochodzą z portalu Seeking Alpha.