Według wstępnych, oficjalnych wyników podanych w poniedziałek nad ranem wybory wygrała SPD zdobywając 25,7 proc. głosów. Unia CDU/CSU uzyskała 21,4 proc. Zieloni - 14,8 proc., FDP - 11,5 proc., prawicowo-populistyczna AfD - 10,3 proc.

Ponieważ zarówno koalicja SPD z Zielonymi i FDP, jak i CDU/CSU z tymi samymi partiami będzie miała większość w Bundestagu, zarówno kandydat socjaldemokratów na kanclerza Olaf Scholz, jak i lider chadeków Armin Laschet zadeklarowali w wieczór wyborczy chęć stworzenia własnych sojuszy.

"Nie ma w tym nic niepokojącego. Gdyby pokonanym udało się stworzyć stabilną, zdolną do pracy koalicję, która miałaby nawet coś w rodzaju programu, byłby to pokaz działania demokracji" - zauważa tygodnik "Spiegel".

"Trend spadkowy skazanej na zagładę (...) SPD został zatrzymany - i to jak. Olaf Scholz, jak nikt inny, prowadzi socjaldemokratów z powrotem na szczyt. Po raz pierwszy od czasów Gerharda Schroedera w 1998 roku partia ta może ponownie stać się najważniejszą siłą w Niemczech. Ale nic jeszcze nie zostało wygrane. To, czy będzie rządzić, jest kwestią otwartą" - komentuje z kolei publicystka telewizji ARD Wenke Boernsen.

Reklama

Scholz dał już do zrozumienia, że jako ewentualny kanclerz chce zdecydować, z kim chce rządzić - a chce rządzić z Zielonymi i FDP. Scholz prowadził już wiele negocjacji koalicyjnych, zarówno na szczeblu federalnym, jak i lokalnym - zauważa komentatorka.

Rządzić ma zamiar również CDU/CSU. "Dla Lascheta zapowiedź utworzenia rządu jest również ucieczką do przodu. Wynik: niepewny. W ostatnich miesiącach Laschet, w przeciwieństwie do Scholza, sprawiał niekiedy wrażenie, jakby w tej kampanii wyborczej błądził po omacku" - stwierdza Boernsen. Dodaje, że wynik chadecji, która zdobyła najmniej głosów w historii wyborów federalnych "nie był spowodowany wyłącznie słabym kandydatem. Problemy Unii sięgają głębiej i zaczęły się wcześniej. Istnieją głębokie pęknięcia, zwłaszcza w CDU. (...) Pod rządami (Angeli) Merkel konflikty te były długo ukrywane pod płaszczykiem sukcesu (...)".

Laschet osiągnął w tych wyborach przynajmniej cel minimum. "Zapewnił sobie możliwość objęcia stanowiska kanclerskiego, a tym samym własną przyszłość polityczną na szczycie partii. Nacisk na Lascheta, by utworzył rząd, jest duży. W spodziewanych trudnych rozmowach koalicyjnych jego umiarkowany, mediujący styl polityczny powinien mu jednak pomóc" - uważa publicystka ARD. Chadecy mogliby rządzić w koalicji z Zielonymi i FDP.

Zieloni w porównaniu z wynikiem z 2017 roku, kiedy to weszli do Bundestagu jako najmniejsza grupa parlamentarna z wynikiem 8,9 proc., odnieśli w niedzielę wielki sukces. Są trzecią siłą polityczną i "praktycznie nie ma żadnego sposobu na nieuwzględnienie ich przy tworzeniu rządu; tak więc Zieloni prawie na pewno znajdą się w rządzie niezależnie od konstelacji" - ocenia Boernsen. Dodaje, że Zieloni chcą być w rządzie "praktycznie za wszelką cenę, najchętniej z SPD".

FDP może czuć się zwycięzcą wyborów, nie tylko ze względu na znaczny wzrost poparcia w stosunku do 2017 roku, ale również dlatego, że prawdopodobnie odegra ważną rolę w tworzeniu rządu - uważa publicystka ARD. "FDP jest potrzebna, a nie zawsze tak było. W kampanii wyborczej po raz kolejny dominował Christian Lindner (lider ugrupowania). FDP zdecydowanie chce współrządzić, co łączy ją z Zielonymi. FDP również jest +praktycznie skazana na współrządzenie+. Lindner ostatnio wielokrotnie dawał do zrozumienia, że wolałby rządzić z Unią. Mówi się, że jest zainteresowany ministerstwem finansów" - zauważa Boernsen.

Kanclerz nie jest w Niemczech wybierany bezpośrednio. W wyborach do Bundestagu obywatele głosują na posłów, którzy z kolei wybierają szefa rządu federalnego. Jeśli żadna partia nie uzyskuje w wyborach bezwzględnej większości - a właśnie taki jest wynik niedzielnych wyborów - rozpoczynają się rozmowy koalicyjne. W czasie ich trwania pozostaje u władzy stary rząd. Może to trwać nawet kilka miesięcy. Kanclerz jest wybierany dopiero po osiągnięciu porozumienia o koalicji. Następcą Merkel, która przez 16 lat sprawowała urząd kanclerza RFN może więc być albo Scholz, albo Laschet.

Nowy Bundestag powinien ukonstytuować się najpóźniej 26 października.

Podział mandatów w nowym Bundestagu

Za SPD i CDU/CSU kolejne miejsca w wyborach zajęli Zieloni - 14,8 proc., liberałowie z FDP - 11,5 proc. oraz prawicowo-populistyczna AfD – 10,3 proc.

W nowym Bundestagu zasiądzie 735 posłów – wynika z danych federalnej komisji wyborczej. Zwycięska SPD otrzyma 206 mandatów (o 53 więcej, niż w poprzednich wyborach w 2017 roku), w ławach Unii zasiądzie 151 posłów CDU (spadek o 49) i 45 z CSU (mniej o jednego posła), Zieloni będą mieli 118 przedstawicieli (o 51 więcej).

W stosunku do poprzedniej kadencji zyska też FDP – będzie mieć 92 posłów (o 12 więcej). AfD zmniejszy liczbę swoich przedstawicieli o 11 – teraz będzie ich 83. Mocno spadnie też liczba deputowanych Lewicy – będzie ich 39, aż o 30 mniej, niż w kończącej się kadencji Bundestagu.

Do parlamentu dostał się także jeden poseł Związku Wyborców Południowego Szlezwiku (SSW), reprezentujący mniejszość duńską w RFN.