Mimo dramatycznych gróźb ze strony Pekinu pobyt przewodniczącej Izby Reprezentantów doszedł do skutku i przebiegł bez zakłóceń, stając się pierwszą wizytą na tym szczeblu od 25 lat. Spotykając się z prezydent Tajwanu Caj Ing-wen, trzecia osoba w hierarchii konstytucyjnej USA zapewniła, że Waszyngton nie porzuci tajwańskiej demokracji, a jednocześnie zaznaczyła, że nie zmienia polityki "jednych Chin" i nie popiera niepodległości wyspy.

Zdaniem Yun Sun, specjalistki od polityki Chin z waszyngtońskiego think tanku Stimson Center, wizyta była dyplomatycznym zwycięstwem dla Tajwanu i porażką ChRL - przynajmniej w krótkim terminie.

"Jasne było, że Chiny za pomocą gróźb i retoryki próbowały odstraszyć ją od tej podróży, więc poniosły porażkę już w chwili, kiedy (Pelosi) wylądowała na Tajwanie" - mówi Yun. Jak dodała, chińska reakcja na wizytę - ćwiczenia wojskowe wokół wyspy i sankcje przeciwko tajwańskim firmom - była słabsza od oczekiwanej, biorąc pod uwagę zapowiedzi Pekinu.

"Oczywiście te ćwiczenia odbywają się bliżej wyspy niż dotychczas, więc jest to eskalacja. Ale w porównaniu do tego, co (Chińczycy) mogli zrobić, np. przechwycić samolot Pelosi czy odeskortować go za pomocą swoich myśliwców, była to łagodna reakcja" - ocenia.

Reklama

Jak wyjaśnia, na taki obrót spraw wpłynąć mogły dwa czynniki: świadomość Pekinu, że wizyta jest inicjatywą samej Pelosi, przeprowadzoną mimo zastrzeżeń administracji USA, a także chęć ze strony Xi Jinpinga, by uniknąć dużego kryzysu tuż przed jesiennym kongresem Partii Komunistycznej Chin.

Yun Sun zaznacza, że choć wizyta Pelosi była dla Pekinu porażką, to dla Chin nie kończy to sprawy; przeciwnie, ChRL wykorzysta ją jako pretekst do zwiększenia presji militarnej i gospodarczej na Tajwan.

"W ostatecznym rozrachunku może być tak, że to Tajwan, a nie USA poniosą koszty tej wizyty" - ocenia ekspertka.

Jej zdaniem Chiny wciąż mają nadzieję, że w długim terminie doprowadzą do unifikacji z Tajwanem bez użycia siły, uważając USA za słabnące mocarstwo, które z czasem będzie rezygnować ze swoich zobowiązań wobec Tajpej.

Yun Sun uważa, że nie da się bezpośrednio porównywać sytuacji Tajwanu i Ukrainy, bo o ile USA nie są bezpośrednio zaangażowane w obronę Ukrainy, to w przypadku Tajwanu prawdopodobieństwo amerykańskiej interwencji jest znacznie wyższe, co z kolei znacznie zwiększa ryzyko dla Pekinu.

"Jeśli Chińczycy nie są pewni, że byliby w stanie wygrać tę wojnę, dlaczego mieliby walczyć?" - mówi ekspertka. Dodaje również, że mało prawdopodobne jest, by obecne napięcia przełożyły się na postawę Chin wobec wojny na Ukrainie.

"Przyczyną, dla której Chiny nie zdecydowały się na większą pomoc dla Rosji, jest strach przed zachodnimi i amerykańskimi sankcjami. Ten czynnik się nie zmienił i nie widzę, co więcej Rosja mogłaby zrobić dla Chin, by zmienić te kalkulacje" - ocenia.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)