Zerwania rozejmu spodziewają się obie strony konfliktu. I ostro szykują się na ten moment.
Wypowiedzi ukraińskich polityków o szykującej się kolejnej rosyjskiej ofensywie w Zagłębiu Donieckim można by potraktować jako element wojny informacyjnej. Można by, gdyby nie liczne przesłanki, które wskazują, że wznowienie działań wojennych na szeroką skalę faktycznie jest planowane.
Część analityków wskazuje co prawda, że wojny w najbliższym czasie nie należy oczekiwać. – Putin dostał w Mińsku wszystko, co chciał. Po co miałby teraz cokolwiek robić, skoro w połowie roku może oczekiwać złagodzenia zachodnich sankcji – uspokajał politolog Dmytro Dżanhirow. W kontynuację rozejmu nie wierzy tymczasem żadna ze stron konfliktu. – Wcześniej czy później Ukraina przestanie się powstrzymywać i przedsięweźmie pewne demonstracyjne działania, po których postara się przejść do ofensywy – komentował w rozmowie z Lentą.ru mjr Ołeksandr Chodakowski, sekretarz Rady Bezpieczeństwa samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej.
– Wisi nad nami zagrożenie otwartego konfliktu, który Federacja Rosyjska może rozpocząć pod koniec kwietnia lub w maju. Dane wywiadu mówią o niespotykanej dotychczas koncentracji wojsk zmechanizowanych – twierdził w marcu lider frakcji Bloku Petra Poroszenki Jurij Łucenko. Podobne daty podawał podczas prezentacji w Atlantic Council były dowódca sił NATO w Europie gen. Wesley Clark. Według niego Rosjanie szykują się do zerwania rozejmu między prawosławną Wielkanocą a Dniem Zwycięstwa, czyli między 12 kwietnia a 9 maja. Clark powołuje się na własne dane, mówiące o tym, że na terenie kontrolowanej przez separatystów części Donbasu stacjonuje obecnie ok. 8,5 tys. Rosjan, 50 tys. jest rozlokowanych na Krymie, a kolejne 50 tys. – wzdłuż granic z Ukrainą.
Reklama
Według analityka brytyjskiego ośrodka RUSI Igora Sutiagina spośród 10 rosyjskich związków operacyjnych rangi armii siedem uczestniczyło w konflikcie. Moskwa może więc traktować dotychczasowy konflikt – podobnie jak prowadzone niemal nieprzerwanie od 2013 r. gigantyczne manewry wojskowe – jako poligon, który może służyć treningowi przed eskalacją wojny. Według brytyjskiego „Timesa” pretekstem do „zdecydowanej odpowiedzi” może być dozbrojenie przez państwa NATO Ukrainy lub państw bałtyckich.
Istnieją przesłanki wskazujące na to, że siły separatystów szykują się do walki. Władze obu samozwańczych republik utrzymują co prawda, że spodziewają się natarcia ukraińskich sił zbrojnych, ale podczas prowadzonych na sześciu poligonach manewrów w połowie marca ćwiczyły okrążenie i zniszczenie sił przeciwnika w akcji ofensywnej. Poprzednio podobne ćwiczenia przeprowadzano w grudniu i styczniu. Skończyło się styczniową rosyjsko-separatystyczną ofensywą, zakończoną m.in. zajęciem lotniska w Doniecku i – już po zawarciu mińskiego zawieszenia broni – niedalekiego Debalcewego.
Z kolei siły Ługańskiej Republiki Ludowej utworzyły co najmniej dwa przyczółki po drugiej stronie Dońca, rzeki będącej naturalną linią obronną między pozycjami sił ŁRL i ukraińskich sił zbrojnych. Jak zauważył ConflictReport.info, w marcu zajęto dwa mosty w pobliżu miejscowości Stanycia Łuhanśka – jeden na przedłużeniu ulicy 5-a Linija i drugi kolejowy – tworząc zarazem tzw. przedmościa (tete de pont), jak w terminologii wojskowej określa się przyczółki za mostem, utrudniające przeciwnikowi zniszczenie go w razie natarcia i ułatwiające własnym siłom wysadzenie desantu po drugiej stronie rzeki.
Ukraińcy ogłosili wysadzenie mostu drogowego, jednak w rzeczywistości uszkodzono jedynie wiadukt na dojeździe do mostu, co oznacza, że siły ŁRL i Rosji i tak są w stanie przejść Doniec, choć będzie to wymagało większego wysiłku logistycznego. Przekroczenie rzeki umożliwiłoby im w razie potrzeby otwarcie ofensywy na północną, lojalną wobec Kijowa część obwodu ługańskiego, w tym położone tuż za Dońcem strategicznie ważne Stanycię Łuhanśką i Szczastia, a dalej przejście graniczne z Rosją w Krasnej Taliwce na trasie P22. Na wysokie prawdopodobieństwo, że starcia rozpoczną się właśnie tam, wskazuje również prorosyjski analityk z Krymu Borys Rożyn.
Północny kierunek natarcia nie jest bynajmniej pewny, a powyższe działania sił DRL/ŁRL i komunikaty Rożyna mogą być dezinformacją odwracającą uwagę od prawdziwego celu. Według ukraińskich danych rządowych najwięcej przypadków ostrzałów pozycji sił tzw. operacji antyterrorystycznej (ATO) dotyczy terenów sektora „B” ATO, zwłaszcza obszarów bezpośrednio przylegających do donieckiego lotniska oraz terenów na północ od Doniecka. 2 kwietnia rzecznik ATO mówił np. o ostrym starciu pod Awdijiwką.
Opcją alternatywną może być też natarcie na froncie południowym i przebicie korytarza na Krym, co jednak należy traktować jako wariant maksimum. To właśnie w okolicach podmariupolskiego Szyrokynego separatyści dwukrotnie w ostatnich dniach cofnęli na punktach kontrolnych obserwatorów OBWE, chcących sprawdzić przestrzeganie rozejmu w zakresie uzgodnionego w Mińsku wycofania ciężkiej artylerii znad linii rozdzielającej obie strony.

Rosja mobilizuje siły w Naddniestrzu

Przed przypadającą na początek maja rocznicą tragicznych wydarzeń, w których zginęło 50 prorosyjskich demonstrantów uwięzionych w płonącym Domu Związków w Odessie, władze tego miasta obawiają się nowych niepokojów. Te obawy potwierdza niedawny incydent na granicy Ukrainy i separatystycznego Naddniestrza.

Andrij Łewus, były wiceszef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, a obecnie parlamentarzysta, na Facebooku przekonuje, że separatyści przygotowują nową fazę operacji określanej w Moskwie mianem rosyjskiej wiosny. Ma ona objąć właśnie Odessę, Charków, Mikołajów i Chersoń.

Amerykański korespondent dziennika „USA Today” z Odessy relacjonuje nastroje wśród Ukraińców. Jak pisze, panuje powszechne przekonanie o szykowaniu dla miasta scenariusza donieckiego. Do tego celu ma zostać wykorzystany kontyngent rosyjski stacjonujący w Naddniestrzu.

Jak pisze bukareszteński dziennik „Evenimentul Zilei”, w ubiegłym tygodniu funkcjonariusze sił specjalnych Naddniestrza ostrzelali dwóch obywateli Mołdawii (niedaleko miejscowości Nowaja Andrijaszewka po stronie separatystycznej republiki). Władze w Tyraspolu o incydent oskarżają Ukraińców. Swoją wersję wydarzeń przedstawiają w komunikacie KGB przekazanym agencji Unimedia. Naddniestrzańskie KGB jest w pełni kontrolowane przez funkcjonariuszy rosyjskiego FSB sprowadzonych z Dagestanu, zatem oświadczenie można traktować jako głos strony rosyjskiej. Z kolei cytowani przez Interfax ukraińscy pogranicznicy przekonują, że doszło do prowokacji, której architektami są separatyści. Wszystko to mogłoby być nieistotną wojną na nieistotne oświadczenia, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie Rosjanie rozpoczęli mobilizację swoich oddziałów stacjonujących w Naddniestrzu (jak pisaliśmy w DGP, wzmocniono je oddziałami Specnazu, które są szkolone m.in. do organizowania rebelii). To z kolei sugeruje powtórkę scenariusza z Osetii Płd. w 2008 r. Wówczas, po miesiącach podobnych prowokacji z udziałem sił policyjnych gruzińskich i osetyńskich, rozpoczęła się – jak określa to rosyjska propaganda – operacja „przymuszania do pokoju Gruzji”. Jak komentuje „Evenimentul Zilei” , Kijów obawia się otwarcia drugiego, południowo-zachodniego frontu – w wojnie o zachowanie jedności państwa.