Dziś w tym półmilionowym mieście sto kilometrów od Doniecka doszło do gwałtownych walk sił rządowych z separatystami.



Przywódcy samozwańczej Republiki Donieckiej oświadczyli, że nie widzą sposobów pokojowego wyjścia z obecnej sytuacji - choć jeszcze kilka godzin wcześniej przekonywali, że po niedzielnym "referendum" złożą broń i będą szukać politycznego rozwiązania.

Jak twierdzą, zmienili zdanie po wydarzeniach w Mariupolu. W czasie walk w tym mieście, według ukraińskiego MSW, zginęło co najmniej 20 terrorystów.



Tymczasem bojownicy w Doniecku zaatakowali sanatorium "Górnicze Zorze", w którym stacjonowali żołnierze wojsk wewnętrznych. Prorosyjscy terroryści byli uzbrojeni w automaty Kałasznikowa i granatniki. Po trwającej kilka minut walce, wojskowi zostali zmuszeni do oddania broni.



Uzbrojeni separatyści pojechali do Mariupola. Po trwających kilka godzin potyczkach, w tym ataku na miejską komendę milicji, terroryści zrezygnowali z dalszych walk. MSW twierdzi, że jeden milicjant został zabity, a 5 odniosło obrażenia. Budynek został podpalony.

Według ukraińskiego deputowanego Ołeha Liaszki, separatyści porwali naczelnika miejscowej milicji Walerija Androszczuka.

>>> Czytaj także: Gospodarka Niemiec bardzo mocno odczuje skutki ewentualnej wojny handlowej z Rosją. Tak wynika z poufnego raportu przygotowanego przez Komisję Europejską