Również media, dla których rekordy są zdecydowanie bardziej pociągającą pożywką niż nudna codzienność. Potrzeba nieustannego wzrostu wskaźników ekonomicznych i zysków firm została już chyba zakodowana w naszej świadomości, chociaż w gruncie rzeczy jest irracjonalna, bo przecież gospodarka to nie wyścig, a napinanie się ponad miarę często kończy się kłopotami. Pewnie, że szybszy wzrost gospodarki oznaczałby dla nas lepsze perspektywy: pewność zatrudnienia, wzrost płac, większa skłonność do zakupów, co dalej napędzałoby produkcję, sprzedaż, inwestycje i biznesowa machina jechałaby szybciej. A że jedzie trochę wolniej? Dzięki temu są mniejsze szanse na wypadnięcie z szyn.

Twarde dane są wprawdzie gorsze niż by wszyscy oczekiwali, ale cały czas jedziemy do przodu. Trudno się jednak dziwić, że przedsiębiorcy, którzy potrafią ważyć korzyści i ryzyko, działają z dużą ostrożnością w sytuacji, kiedy w naszym bezpośrednim sąsiedztwie trwa niemal regularna wojna, która dotyka i będzie dotykać, chociażby w postaci sankcji wobec Rosji i reperkusji, coraz szerszych sfer biznesu,. Nie tylko naszego, ale również w krajach od których zależy nasz eksport.

Badania wśród przedsiębiorców mówią o znacznym spadku optymizmu, zarówno co do sytuacji w całej gospodarce, jak i w ich przedsiębiorstwach. Produkują jednak więcej, nie mówią „nie” inwestycjom, nie zapowiadają zwolnień, a to oznacza, że każdy pozytywny sygnał z otoczenia może stać się impulsem do przyspieszenia. Ostrożnego.