Już nie tylko czarne skrzynki montowane w samochodach pozwalają rejestrować zachowania klienta firm ubezpieczeniowych i uzależniać od nich cenę polisy. Ubezpieczyciele coraz śmielej zaczynają wyceniać ryzyko ubezpieczeniowe w oparciu o dane pochodzące z rosnącego rynku noszonej technologii, wśród której prym wiodą opaski elektroniczne. Otwierają się perspektywy zmiany funkcjonowania całego biznesu ubezpieczeniowego i groźba wejść graczy spoza branży.

Mowa głównie o urządzeniach z kategorii wearables (zakładane gadżety, będące również częścią używanej garderoby). Te niepokaźnych rozmiarów sprzęty jak okulary Google Glass, czy super szybka kamera Autographer monitorują otoczenie posługującego się nimi człowieka, opaski elektroniczne i smartwatche rejestrują pokonany dystans, spalone kalorie, puls, fazę snu, sensory zbliżeniowe (tzw. nearables) mierzą temperaturę, wilgotność, ekspozycję na promienie UV, urządzenia montowane w słuchawkach (hearables) z kolei mogą dawać lepsze wyniki pomiarów niż te umieszczane na ruchomym ludzkim przegubie (wilgotność, temperatura ciała, wstrząsy, ciśnienie, dźwięki). A są jeszcze urządzenia montowane w ciele (np. sensory w zębach, czy elektroniczne plastry-tatuaże) i mikroskopijne połykane chipy (digestibles) rejestrujące dane medyczne, np. poziom hormonów, cukru, objawy zbliżającego się ataku padaczki czy choroby Parkinsona. Przelewanie swoich danych życiowych na miliony bajtów danych zyskało nazwę lifeloggingu.

Technologie wywrócą nasz świat do góry nogami

Rynek tych urządzeń, mimo zastrzeżeń dotyczących ochrony prywatności (82% klientów wyraża co do tego obawy) dynamicznie się rozwija – wg raportu PwC The Wearable Future – już ponad 20% Amerykanów posiada takie zabawki, a 50% millenialsów (osób do 25 roku życia) planuje je nabyć wkrótce (głównie opaski fitness). Na całym świecie w roku 2015 sprzedano ich 76 mln sztuk, a za cztery lata liczba ta się co najmniej podwoi generując dla producentów przychód w wysokości od 20 do 40 mld dolarów. W roku 2020 całkowita ich liczba aktywna online może nawet przekroczyć astronomiczną ilość 20 mld sztuk. Nabywcy szczególnie zainteresowani są pozyskaniem z nich danych dotyczących wydolności fizycznej organizmu – 81% (wykonywanie różnorakich ćwiczeń), zdrowia i diety (71%). Polska w powyższym zakresie odstaje in minus w stosunku do najbardziej rozwiniętych rynków.

Zeszłoroczne badanie firmy badawczej MEC ujawniły, że niecałe 7% polskich internautów korzysta z urządzeń typu wearables, a tylko 1,5% zamierzało je nabyć. Ale i tutaj zmiany nastawienia klientów mogą być związane z coraz szybszym starzeniem się społeczeństwa i koniecznością monitorowania sytuacji, zachowań i zdrowia osób starszych, np. dotkniętych demencją.

Reklama

Rozpowszechnienie rejestratorów aktywności nie mogło pozostać niezauważone przez ubezpieczycieli. Wg raportu Cognizant Marketforce i Pegasystem (https://www.pega.com/future-of-finance) 3% światowych ubezpieczycieli stosuje już polisy oparte na noszonej technologii, a aż 22% opracowuje strategie w tym obszarze, z kolei 38% zamierza korzystać z takich danych w ciągu dwóch lat, a 68% oczekuje ich wdrożenia do praktyki ubezpieczeniowej do 5 lat.

Do firm które wdrożyły odpowiednie rozwiązanie należą już m.in. United Health, Cigna i Humana. Wzrostowi rynku sprzyja kultura zdrowego życia i bycia „fit” oraz rywalizacja (grywalizacja) miedzy osobami z tych samych grup odniesienia, którzy porównują miedzy sobą (np. na Facebook-u ) swoje wyniki w zakresie aktywności sportowej (pokonany dystans) i zdrowia (spalanie kalorii, indeks BMI) i inne. Motywacja pochodzi też od ubezpieczycieli, którzy nagradzają konkretne zachowania (zrzucenie wagi) bonusami i zniżkami w zakresie cen polis osiągając przy okazji niższą szkodowość swojego portfela klientów (niższa śmiertelność, mniejsza ilość zachorowań). Rekordzistą pod względem uzyskanego bonusu za polisę ubezpieczeniową (1200 dol.) okazała się Cory Smagle zrzucając 32 kg w ciągu roku i redukując znacznie ciśnienie i poziom cholesterolu.

Wiele korporacji rozdaje swoim pracownikom rejestratory zdrowia, gdyż dzięki temu mogą znacznie obniżyć koszty ubezpieczeń swojego personelu (np. BP America rozdał 16 tys. elektronicznych opasek). W niektórych branżach noszenie opasek stało się warunkiem zatrudnienia – firma badawcza Gartner przewiduje, że w 2018 roku obejmie to min. 3 mln kluczowych dla firm pracowników. Z kolei badania firmy konsultingowej PwC wskazują, że 2/3 pracowników zgodziłoby się nosić smartwatcha lub opaskę, gdyby otrzymało ja za darmo od pracodawcy.

Południowoafrykański ubezpieczyciel AllLife obejmuje ochroną cukrzyków i nosicieli HIV (prawie 300 tys. ubezpieczonych w tym roku!) pod warunkiem, że będą spełniać określone normy aktywności zdrowotnej kontrolowane przez odpowiednie trackery – przykład ten pokazuje, że dzięki technologii online można objąć ubezpieczeniem nowe grupy wykluczonych przedtem klientów. Okazuje się także, że klienci którzy aktywnie korzystają z tych ubezpieczeń i zarządzają swoją aktywnością stają się znacznie bardziej lojalni wobec swoich ubezpieczycieli, którzy nie tylko stosują ochronę ubezpieczeniową, ale wręcz mogą uratować życie alarmując służby ratunkowe w przypadku pochodzących z urządzeń sygnałów o krytycznym znaczeniu (np. zawał serca).

Rynek smartfonów czeka zapaść

Firmy ubezpieczeniowe nie ograniczają swojej ofert polegającej na połączeniu monitoringu aktywności i wyceny polisy do ludzi. Oryginalne rozwiązanie pod nazwą Waggle Pet zaproponował start-up More Than – wyposażone w elektroniczne opaski (lub chipy) zwierzęta domowe objęte są nie tylko ubezpieczeniem, ale automatyczną dostawą właściwej karmy, leków i opieką weterynaryjną, co jest pochodną analizy danych z mikrotechnologii noszonej przez zwierzęta. To spory krok w kierunku stworzenia bezobsługowego psa lub kota. Niestety póki co usługa nie obejmuje wychodzenia z pupilem na spacer.

Można więc powiedzieć, że działalność ubezpieczeniowa na świecie znalazła się u progu rewolucji. Takie wnioski m.in. płyną z konferencji Future of Insurance, która odbyła się w połowie marca w Australii – wg prezesa NAB Insurance D. Hacketta czynnikami przełomu będą dane telematyczne pochodzące z noszonej technologii i wirtualna rzeczywistość. Zmieni się natura ubezpieczeń i sposób kalkulacji ryzyka ubezpieczeniowego. Kontakt z klientem będzie miał charakter ciągły, a nie jednorazowy, ceny ubezpieczeń będą dynamiczne i zmieniać się będą w okresie ubezpieczenia w zależności od aktywności klienta.

Ceny polis i szkodowość spadną, a ubezpieczyciele skupią się bardziej na zapobieganiu zdarzeniom ubezpieczeniowym niż ich likwidacji (np. wcześniejsze wykrycie chorób). Wyzwaniem technologicznym z pewnością będzie przetwarzanie i przechowywanie ogromnej ilości danych – firmy nie dysponują jeszcze możliwościami w tym zakresie. Problemem do rozwiązania jest też ochrona danych osobowych i zdrowotnych klientów – być może firmy przestaną być ich właścicielami, a klienci będą każdorazowo autoryzować ich używanie w oparciu o rozwijająca się kryptograficzną technologię blockchain.

Jeśli ubezpieczenia w oparciu o dane online będą się rozpowszechniać, a wszystko na to wskazuje, to w uprzywilejowanej pozycji znajdą się firmy od dawna działające już w sieci (tzw. GAFA – Google, Apple, Facebook, Amazon), bo mają znacznie więcej danych o klientach oraz doświadczenie i technologię ich przetwarzania. Nie powinna więc być problemem integracja danych pochodzących z innych źródeł. Nie bez kozery badane firmy ubezpieczeniowe wskazują na Google jako pierwszorzędne swoje przyszłe zagrożenie. Największy na świecie właściciel danych o aktywności klientów oferuje jednak na razie tylko porównywarkę ubezpieczeniową. Działalność ubezpieczeniową prowadzi już jednak Amazon.

Znaczenie bardziej pod tym względem zaawansowane są firmy chińskie – tzw. BAT (Baidu, Alibaba, Tencent), które oferują już ubezpieczenia online w oparciu o powołane spółki. Największą z nich jest działający już od 3 lat Zhong An, porównywalny wartością giełdową do polskiego PZU. Największa chińska wyszukiwarka Baidu z kolei zawiązała mariaż ubezpieczeniowy z niemieckim Allianzem.

Zważywszy, że z zakupów w Alibabie (poprzez serwis Aliexpress) korzystało w zeszłym roku prawie 3 mln klientów z Polski i 11% internautów niewykluczone, że niedługo ubezpieczać nas mogą Chińczycy.