Nie musimy budować mostu energetycznego z Litwą, nie musimy ciągnąć łączników gazowych, a Orlen może wycofać się z Możejek. Nic nam się nie stanie. Natomiast Litwini będą mieli kłopot.
W każdym z wielkich rządowych projektów zaplanowanych na Wschodzie więcej jest polityki niż biznesu. Bez polityki ambitne plany gospodarcze trafią do kosza.
Tak może być z gazociągami, które mają połączyć nasz system z litewskim. Polskie firmy się do tego nie palą, bo na inwestycję trzeba by wyłożyć około 1 mld zł. To dużo, kiedy ma się na głowie takie przedsięwzięcia, jak gazoport w Świnoujściu czy budowa połączeń z Niemcami, Czechami i Słowacją. Zachód jest dla nas atrakcyjniejszy niż Wschód – łączniki z naszymi południowymi i zachodnimi sąsiadami dają nam szanse podpięcia się pod system zaopatrujący kraje bardziej zamożne niż Litwa. Jeżeli polskie spółki będą mogły wybierać między Wilnem a Austrią, wybiorą Austrię.
Politycznie napompowane są także nasze inwestycje w litewską energetykę. Budowa elektrowni atomowej u północno-wschodnich sąsiadów wcale nie musi być polskim priorytetem, zwłaszcza że mamy zamiar inwestować w atom także u siebie. Do tego interesu chętnie weszliby Rosjanie. Warto, by Litwini o tym pamiętali.
Reklama
Ciekawym projektem jest budowa mostu energetycznego. Biznes nie ma jednak do niego przekonania, skoro sprawa ciągnie się już od pięciu lat. Owszem, dobrze byłoby sczepić systemy Polski i Litwy, ale jeżeli to się nie stanie, to co? Polska ma na głowie potężne wydatki w swoją sieć. Znów atrakcyjniejsze dla nas są połączenia z Zachodem. Mamy dwie transgraniczne linie z Niemcami, dwie z Czechami i jedną ze Słowacją. Ze Wschodem też łączą nas kable, ale bezużyteczne: mamy dwa połączenia z Ukrainą, z czego jedno nie pracuje, i jedno niewykorzystywane z Białorusią.
Interesów na Litwie wcale nie musi robić Orlen. Spółka, której inwestycje u naszych sąsiadów są drogą przez mękę, więcej zyska, sprzedając biznes w Możejkach, niż tracąc czas i nerwy na sporach z Litwinami.
Od biznesu z Wilnem nie zależy nasze być albo nie być. Jeżeli polscy politycy zabiorą parasol ochronny, Litwini mogą pożegnać się z wielkimi inwestycjami. My na tym niewiele stracimy, a co pozostanie Wilnu? Interesy z Białorusinami i Rosjanami? To może oznaczać zepchnięcie na margines Europy.