ROZMOWA
GRZEGORZ OSIECKI:
Rada Gospodarcza to superresort stworzony specjalnie dla pana?
JAN KRZYSZTOF BIELECKI*:
Reklama
Rada jest ciałem społecznym, nieetatowym, składającym się z kilku osób, które postanowiły poświęcić część swojego prywatnego czasu pro publico bono. Powołana została, by pomagać premierowi definiować swoje opinie. I jest kierowana przeze mnie.
To sposób na pana wejście do rządu?
Nie ma w tej sprawie nic poza tym, co już powiedziałem.
Po co rządowi ta rada?
W wielu krajach szef rządu pyta o opinię ludzi, którzy są bardziej związani z realną gospodarką niż urzędnicy. Mój zespół to w większości ludzie funkcjonujący na co dzień w sferze gospodarki, którzy z różnych względów nie mogą lub nie chcą być częścią administracji rządowej. Prezydent Obama na czas kryzysu zatrudnił jako doradcę emeryta – takiego jak ja – oraz kilka osób czynnych w biznesie.
Przydaje się panu doświadczenie premiera?
Mam za sobą cztery lata spędzone w rządzie jako premier i minister. Tego nie można się nauczyć teoretycznie. Każdy musi zapłacić frycowe. Widać zresztą, jak poszczególne rządy przez pierwszy rok się uczą, a nieraz jest to dla nich kosztowna nauka. Ja już się nie muszę uczyć. W aparacie rządowym nic takiego wielkiego się nie zmieniło.
Nic? Zakres podejmowania decyzji bardzo się zawęził.
Wtedy podejmując decyzje, nie kierowałem się kalendarzem wyborczym. Nie zapomnę swojego samobójczego aktu obniżania emerytur i rent tuż przed wyborami. Teraz w takich chwilach raczej się je podwyższa. Ale jeśli chodzi o istotę działania, szukania dialogu wewnątrz rządu z instytucjami okołorządowymi, jest, jak było.
Rada wprowadza zamieszanie w procesie podejmowania decyzji, bo idzie w poprzek procedur.
Niczego nie naruszamy. Nie ingerujemy w procesy, a wtedy trudno iść w poprzek. Próbujemy łączyć różne punkty widzenia.
Prośba o informacje do jednego z resortów wywołała popłoch.
Cóż, jeśli nasze działania zwiększą efektywność i konkurencyjność resortów, to tylko dobrze dla polskich podatników.
A co zrobicie, by uniknąć zarzutu stronniczości? Opiniujecie rozstrzygnięcia w sprawach OFE, a część członków rady jest z tym rynkiem związana.
A część nie. Mamy tu cały przekrój ludzi biznesu. Zresztą każdorazowo na posiedzeniu w punkcie pierwszym analizuję możliwość wystąpienia konfliktu interesów. Można to wtedy zaznaczyć w protokole.
Premier robi, co rada mu radzi?
Mamy jeden konkretny przykład, że tak. Drugi w drodze.
Czego dotyczył ten pierwszy?
Oceniając gospodarcze perspektywy 2010 roku, ton był dość optymistyczny. I jedynym problemem jest niepewność i zawirowania na rynkach międzynarodowych. To może się odbijać na kształtowaniu polityki kursowej w Polsce. Uznaliśmy, że dobrze prowadzony dialog z Radą Polityki Pieniężnej i władzami NBP jest ważny dla stabilizacji sytuacji. Jak pan wie, w tej sprawie odbyło się już pierwsze spotkanie u premiera. Zadeklarowano obustronną wolę harmonijnej współpracy. Ponowne spotkanie za trzy tygodnie.
Mamy spór o podział zysku NBP. Rada się tym zajmuje?
My nie dyskutujemy na temat sporów. To jest kwestia dobrego dialogu i interpretacji pewnych liczb przez zainteresowane instytucje.
Jak premier się zachowuje podczas spotkań z radą? Zadaje pytania?
Przede wszystkim jest zupełnie innym człowiekiem niż trzy czy pięć lat temu. Dziś bardzo swobodnie porusza się po obszarze gospodarki.
A Waldemar Pawlak? Powołanie Rady Gospodarczej stało się powodem kolejnych napięć w koalicji. Ludowcy głośno o tym mówili.
Mi nikt nie powiedział, jeśli jest to jakiś problem. Znam Waldemara Pawlaka od 20 lat. Nam się zawsze dobrze rozmawiało. Na przyszły tydzień mam zaplanowane z nim spotkanie, na którym poinformuję go, czym dotychczas się zajmowaliśmy, pokażę naszą agendę i zaoferuję gotowość do współpracy. Jesteśmy do dyspozycji, jeżeli premier Pawlak chciałby zasięgnąć naszej opinii w jakiejś kwestii.
Są ministrowie niepokojący się, że ciało niezależne od administracji wypracowuje dla premiera opinie, które on traktuje jako wiążące.
Rząd to maszyneria, która wytwarza sto dokumentów. A my patrzymy na dwa lub trzy. Normalne jest, że dochodzi do sprzecznych opinii.
Najwięcej z nich dotyczy pomysłu z przesunięciem części składki z OFE do ZUS. Co tu rada podpowiedziała premierowi?
Wolałbym, by premier się wypowiedział, jaką opinię otrzymał. Ja mogę tylko powiedzieć, że 2010 rok nie stanowi problemu i ryzyka. Nie ma potrzeby działania natychmiastowego i radykalnego.
Resort finansów skarży się, że mechanizm przekazywania składki do OFE na kupno obligacji działa jak generator długu publicznego.
Absolutnie tak. Zresztą to dobry przykład, że każdy mówi, co jest dla niego najistotniejsze. Teoretycznie rzecz biorąc, za 15 lat 60 proc. długu w relacji do PKB stanowiłby tylko dług wobec systemu emerytalnego. Czyli Polska musiałaby nie mieć już długu z innych źródeł, by sprostać kryteriom z Maastricht. Dzisiaj resort finansów może powiedzieć, że jeżeli ten dług emerytalny dochodzi do 15 proc. PKB to jeżeli odejmiemy ten transfer, wtedy dług obniży się z 50 do ok. 40 proc. w relacji do PKB, i Polska będzie na papierze wyglądała bardzo dobrze. Oczywiście ten dług nadal pozostanie, ale nie będzie „zaksięgowany”.
Rada zaproponuje utworzenie specjalnego funduszu przy ZUS, z którego wypłacane byłyby emerytury z obu filarów?
Tak się wydaje, że państwowy system wypłacający emerytury to dobra kotwica dająca poczucie bezpieczeństwa.
Co z poluzowaniem limitów inwestycyjnych dla OFE?
To jeden z dwóch najbardziej istotnych problemów polskiej przyszłości. Czyli jak ma się rozwijać rynek kapitałowy w Polsce, jacy mają być jego uczestnicy. To jest problem inwestowania w kraju i za granicą, ryzyka odpływu kapitału. To kwestia bankowych grup transgranicznych, zarządzania nimi przez nadzór finansowy. To wszystko ma wpływ na rynek kapitałowy, giełdę i system emerytalny. Będziemy stawiać pytania, które powinny być zadane. Ale nie będziemy dawali gotowych recept.

Pełna treść artykułu: Bielecki: Znam Tuska od czasów Anny Barycz

*Jan Krzysztof Bielecki, szef Rady Gospodarczej przy premierze
ikona lupy />
Jan Krzysztof Bielecki Fot. Materiały prasowe / DGP