W pierwszym półroczu pracodawcy zgłosili do urzędów pracy blisko 565 tys. ofert zatrudnienia – wynika z danych GUS. To o ponad 92 tys. więcej niż rok temu, ale jeszcze o 68 tys. mniej niż w 2008 r., czyli tuż przed wyraźnym spowolnieniem gospodarki. Wzrost liczby ofert pracy nie jest przypadkowy, bo od połowy ubiegłego roku gospodarka wychodzi z dołka – firmy mają coraz więcej zamówień i rośnie ich produkcja, zwiększają więc zatrudnienie.

Znajomi się skończyli

– Do pośredniaków przedsiębiorcy składają coraz więcej propozycji zatrudnienia między innymi dlatego, że wyczerpały się ich już proste rezerwy. Zatrudnili już krewnych, znajomych czy protegowanych – mówi Jerzy Bartnicki, dyrektor PUP w Kwidzynie. Dodaje, że teraz przedsiębiorcy są zmuszeni do korzystania z usług pośredniaków, bo nie mają w swoim otoczeniu odpowiednich kandydatów na pracowników przy poprawiającej się koniunkturze gospodarczej.

Ale są też inne powody. – Zmieniło się też podejście pracodawców do urlopów – ocenia Bartnicki. Jego zdaniem szefowie zezwalają coraz większej grupie pracowników na letni wypoczynek. Nie muszą przy tym zamykać firm na czas urlopów. W kryzysie nie było to trudne, bo było mało zamówień, ale teraz przybywa ich z miesiąca na miesiąc. – Urlopowiczów zastępują młodzi ludzie, najczęściej absolwenci różnego typu szkół, którzy w ten sposób zarabiają pierwsze pieniądze – wyjaśnia Bartnicki.

Reklama

>>> Czytaj także: Rosja celuje w polskich rolników. Polskie jabłka i kapusta naruszają normy

Nie wszystko ma wzięcie

Sytuacja jest jednak zróżnicowana w poszczególnych regionach. – W pierwszym półroczu mieliśmy 5,5 tys. ofert zatrudnienia i było to tylko o 200 więcej niż w tym samym okresie poprzedniego roku – informuje Irena Lebiedzińśka, wicedyrektor PUP w Opolu. Według niej oferty na ogół długo nie czekają na zainteresowanych. – Ale czasem trudno szybko znaleźć chętnego do pracy w charakterze telemarketera, agenta ubezpieczeniowego czy na przykład pracownika ochrony – dodaje.

Powód? Wiąże się to często na przykład z niskimi zarobkami. Bywa, że czekają też zlecenia i umowy o dzieło, ponieważ jest to zwykle zajęcie na krótki czas i za niskie wynagrodzenie.

– Czekają też takie oferty dla pracowników z kwalifikacjami, których nie mamy w rejestrze bezrobotnych. U nas nie ma na przykład kierowców – dodaje Bartnicki. Wyjaśnia, że ich brak wiąże się z kosztami, jakie trzeba ponieść, aby zostać kierowcą zawodowym. – Dawniej tego nie było, gdy mieliśmy armię z poboru. Wtedy wojsko kształciło dużo kierowców dla swoich potrzeb. Zasilali oni szeregi pracowników po odbyciu służby wojskowej – tłumaczy szef PUP w Kwidzynie.

>>> Czytaj także: Szwedzi pożyczają na potęgę. W kraju nakręca się spirala długu

Państwo nie może skąpić na aktywizację bezrobotnych

Eksperci podkreślają, że nie tylko ożywienie w gospodarce wpływa na wzrost liczby ofert zatrudnienia. Wynika on także z tego, że urzędy pracy przeznaczają duże kwoty na aktywne formy przeciwdziałania bezrobociu – na ten rok w budżecie przewidziano na ten cel prawie 5 mld zł.

Dzięki tym pieniądzom zwiększyła się liczba etatów oferowanych przez przedsiębiorców, ale finansowanych w całości lub w części przez pośredniaki. Dlatego w pierwszym półroczu było 233 tys. subsydiowanych ofert zatrudnienia. Do tego dochodzą m.in. staże głównie dla absolwentów szkół finansowane przez pośredniaki. Według dostępnych danych tylko w pierwszych pięciu miesiącach tego roku skierowano na staż 128 tys. bezrobotnych.

– Trzeba jednak pamiętać o tym, że etaty utworzone przy finansowym wsparciu pośredniaków często nie są trwałymi miejscami pracy – zauważa prof. Zenon Wiśniewski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Bo na przykład tylko ok. 66 proc. stażystów uzyskuje zatrudnienie w firmie, w której zdobywa doświadczenie zawodowe. Część pracodawców woli się ubiegać o nowych praktykantów, bo to nic ich nie kosztuje, a zdobywają w ten sposób pracowników, którym nie płacą pensji, bo otrzymują oni stypendia z pośredniaka.

Eksperci są jednak zgodni, że państwo nie może skąpić środków na aktywizację bezrobotnych i tworzenie miejsc pracy. Między innymi dlatego, że nawet kilkumiesięczne staże lub inne prace zwiększają szanse bezrobotnych na znalezienie zatrudnienia.

Wzrost ofert zatrudnienia przyczynił się do spadku bezrobocia. W czerwcu w rejestrach pośredniaków było ponad 1,9 mln bezrobotnych – o 200 tys. mniej niż przed rokiem. Analitycy oczekują jednak, że od września lub października bezrobocie zacznie rosnąć po tym, jak większa liczba absolwentów szkół zacznie szukać etatów i gdy zaczną wygasać prace sezonowe. – W końcu roku stopa bezrobocia wyniesie 12,5 proc. – przewiduje Mateusz Sutowicz, ekonomista Banku Millennium. Będzie więc o 0,5 pkt proc. wyżej niż w połowie tego roku, ale też o niemal 1 pkt proc. niżej niż w końcu 2013 r.