“Nie wystarczy już zapisywanie numeru telefonu, dzwonienie dzień wcześniej z prośbą o potwierdzenie obecności” - powiedział Lorenzo Tosi, który ma restaurację niedaleko miasta Lukka w środkowych Włoszech.

To, że ludzie rezerwują stolik, a potem nie przychodzą to „brak szacunku, który jest nie do przyjęcia” - stwierdził restaurator na łamach lokalnego dziennika „Il Tirreno”.

Podał przykład z ostatniego weekendu: zarezerwowano u niego cztery stoliki łącznie dla 18 osób. Nikt nie przyszedł. Wcześniej w związku z tym, że miał przygotowane dla gości stoliki, musiał odmówić innym klientom, którzy pytali o wolne miejsca.

„Rozmawiam z kolegami w naszych stronach, sytuacja jest identyczna” - dodał.

Reklama

“Często - jak wyjaśnił - ludzie nie odbierają telefonu, kiedy do nich dzwonimy. W jednej piątej przypadków odpowiadają nam, że zapomnieli. Bo może zarezerwowali miejsca w kilku restauracjach, wybrali jedną z nich, a o innych już nie pamiętali”.

Dlatego restaurator postanowił zmienić strategię: będzie przyjmować rezerwację razem z numerem karty kredytowej w ramach tak zwanej preautoryzacji. Jeśli klient nie przyjdzie, lokal pobierze opłatę.

Z Rzymu Sylwia Wysocka (PAP)