Optymiści zwracają uwagę na fakt, że pierwszy raz od października 2009 r. stopa bezrobocia w USA wyniosła mniej niż 10 proc., co miałoby wskazywać, że amerykańska gospodarka łapie wiatr w żagle. W tym przypadku można by postawić znak równości między optymizmem a naiwnością. Ten kto "odrobił pracę domową" wie, że spadek bezrobocia wynikał z czysto technicznych kwestii, a w rzeczywistości spadła zarówno liczba miejsc pracy w styczniu (-20 tys. etatów wobec oczekiwanego wzrostu o ok. 15 tys.), jak i grudniowy odczyt zweryfikowano bardzo mocno w dół (do -150 tys. miejsc pracy z -85 tys.). Łącznie w ciągu ostatnich dwóch miesięcy ekonomiści przeszacowali kondycję rynku pracy o ok. 100 tys. miejsc pracy, co dopóki operujemy na suchych cyfrach może nie robić szczególnego wrażenia, lecz percepcja zmienia się, jeśli uwzględnimy fakt, że z rozmaitych form wsparcia dla bezrobotnych w USA korzysta obecnie prawie 15 mln osób. Ponadto w piątek urzędnicy dokonali korekty danych z marca 2009 r. i grudnia 2009 r. - liczba miejsc pracy była mniejsza od poziomów z pierwotnych odczytów odpowiednio o 930 tys. oraz 1,364 mln.

Weekendowe spotkanie przedstawicieli grupy G-7 nie zaowocowało istotnymi postanowieniami z wyjątkiem ostrzeżenia bliżej niesprecyzowanych państw przed utrzymywaniem sztywnych kursów walutowych (ani słowa o juanie). Chociaż głównym tematem rozmów były rynki walutowe, reprezentanci największych gospodarek świata nie wyrazili obaw o błyskawicznie tracące na wartości euro, zupełnie jak ekonomiści, którzy przymykając oko na problemy, uznają że ich nie ma. Ministrowie państw ze strefy euro mogliby przynajmniej pokusić się o jakieś kwieciste wypowiedzi w stylu ostatnich komentarzy greckiego premiera o zupełnie nieuzasadnionej panice inwestorów i atakach spekulantów nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością, albo wczorajszej wypowiedzi Timothy Geithnera, iż Stany Zjednoczone nigdy nie stracą ratingu AAA.

Przed zaplanowaną na ten tydzień dużą emisją amerykańskich obligacji (ok. 81 mld USD) i pustym kalendarzem danych makroekonomicznych w Europie, inwestorzy nadal pozbywali się akcji. W Azji spadki głównych indeksów wynosiły ok. 0,5 - 1 proc., ale już w Europie poniedziałkowa sesja rozpoczęła się od wzrostów.