Walka z korupcją w Chinach naprawdę nie jest już tylko pokazówką dla mas. To element większego planu – planu zmiany podstaw gospodarczych rozwoju Państwa Środka, ocalenia pozycji partii i – jak twierdzą niektórzy eksperci – przetrwania Chin, jakie znamy.

Kultura Chin jest z natury korupcjogenna. Trudno sobie wyobrazić Chińczyków, gdziekolwiek są, bez personalnych układów zwanych guanxi, tradycyjnej – i obowiązkowej! – wymiany podarków czy swoistej „kultury czerwonych kopert”, o której mieszkający na Tajwanie badacz kultury chińskiej Leszek Niewdana pisze tak: „W fenomenie daru następuje bowiem przekazanie czegoś tak ważnego dla Chińczyków, jak zasada wzajemności, która ma ogromną moc oddziaływania na relacje międzyosobowe, a przez to na więzi społeczne”. Ten kulturowy kontekst jest ważny, gdy dochodzą do nas – ostatnio coraz częściej – informacje o bezprecedensowej co do skali i głębokości kampanii antykorupcyjnej zainicjowanej przez obecnego (coraz bardziej wyrastającego ponad innych) chińskiego przywódcę Xi Jinpinga.

Armia w areszcie

W ostatnich tygodniach podano do wiadomości, że zatrzymano i uwięziono aż 36 deputowanych na doroczne obrady parlamentu, Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (OZPL), co zbiegło się z komunikatem o aresztowaniu 14 generałów, w tym tak ważnych jak Liu Zheng, były szef logistyki w Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, czy były szef wywiadu wojskowego Xin Yunming.

Gdy zestawimy takie komunikaty z faktem, że już w 2014 r. zatrzymano byłego szefa potężnego resortu bezpieczeństwa publicznego Zheng Yongkanga, który w poprzednim ścisłym kierownictwie (kilkuosobowym Stałym Komitecie Biura Politycznego KC KPCh) odpowiadał za służby mundurowe i tajne, obraz nabiera wyrazistszych barw. Nawet Mao Zedong nie odważył się naruszyć interesów i pola oddziaływania „chińskiego Berii” Kang Shenga! Tymczasem Zhenga czeka proces, któremu chińskie społeczeństwo będzie się przyglądać z wielkim zaciekawieniem. Znów trafi mu się wielkie show, na miarę tego, jakiego byliśmy świadkami przed ponad dwoma laty, gdy skazano – też za korupcję i malwersacje – Bo Xilaia, innego członka ścisłego kierownictwa, a jego żonę nawet na karę śmierci – zwyczajowo zamienioną potem na dożywocie.

Reklama

Bez względu na to, czy chodzi tylko o korupcję, czy przy okazji także o „czyszczenie pola” i walkę o władzę, jedno jest pewne: armia i służby (co też jest bezprecedensowe) co chwila dostają sygnał, że nie są objęte immunitetem i z oskarżających lub wydających wyroki szybko mogą się zmienić w oskarżonych, czego właśnie jesteśmy świadkami.

Wiadomo również, że chodzi o ogromne sumy. Budżet Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, wszechpotężnego i wszechobecnego, nie jest dokładnie znany, ale wiadomo (i przyznają to władze), że jest większy od środków na resort obrony, a te na ostatniej sesji OZPL oszacowano na 145 mld dol. (ceniony sztokholmski wyspecjalizowany think-tank SIPR szacuje go na sumę co najmniej 185 mld dol.).

Obecny antykorupcyjny ferwor, w którym – jak widać – pewni swego nie mogą być nawet ministrowie, generałowie ani deputowani, staje się zrozumiały tylko w szerszym i głębszym kontekście: zmiany modelu rozwojowego i priorytetów państwa. Poprzednio, przez ponad 30 lat, celem nadrzędnym był wysoki wzrost gospodarczy i powiększanie potęgi państwa, bez względu na cenę i skutki uboczne. Wiemy, statystyki to potwierdzają, że się udało: Chiny są już drugą gospodarką świata, a jeśli liczyć po kursie siły nabywczej, to nawet pierwszą, co potwierdził w ostatnich raportach MFW.

>>> Polecamy: Największa afera korupcyjna od lat. Brazylijskie reformy zatrzymane?

Zmiana priorytetów

Problem w tym, że ten ekstensywny okres rozwoju i ekspansji, szczególnie po 1992 r., a więc po otwarciu się na światowe rynki i globalizację, doprowadził do bezprecedensowego rozwarstwienia społecznego (współczynnik Giniego, bodaj najlepszy miernik tego rozwarstwienia, jest w Chinach, z nazwy komunistycznych, wyższy niż w USA!), uwłaszczenia nomenklatury i chaosu mentalnego z zachwianiem podstawowych wartości i kanonów moralnych.

Ma rację Yu Hua, wnikliwy obserwator obecnej chińskiej sceny politycznej, gdy pisze: „Stan społeczeństwa dzisiejszych Chin to groteskowa i dziwaczna mieszanka, piękno i brzydota, postęp i zacofanie, surowość i rozwiązłość bez przerwy idą ramię w ramię”. I tak sobie szły, aż pękły pewne bariery i tamy, a „rozwiązłość” obyczajowa i – tym bardziej – finansowa przekroczyła wszelkie miary. Można ją dokumentować tak, jak noblista Mo Yan na końcowych stronicach w wydanej i u nas błyskotliwej powieści o uroczym tytule „Obfite piersi, pełne biodra”. Można jednak i tak, jak to uczynił Ai Weiwei, bodaj najbardziej teraz znany chiński dysydent (obok siedzącego w więzieniu za poglądy noblisty Liu Xiaobo), który trafił w sedno.

– Sądzę, że wszystkie grupy społeczne w dzisiejszych Chinach zdają sobie sprawę z tego, że kraj idzie ku potężnemu kryzysowi w sensie zaufania, ideologii, moralnych standardów i wielu, wielu innych kwestii… To nie może długo trwać. Bez dokonania zmian w zasadniczej strukturze politycznej Chiny czeka koniec – powiedział Ai Weiwei w rozmowie z amerykańskim dziennikarzem Evanem Osmosem, autorem niedawno wydanej, mocno krytycznej wobec chińskich władz książki „Age of Ambition” (Wiek ambicji).

Co więcej, podobne, choć oczywiście nie aż tak katastroficzne, opinie wyrażają eksperci, m.in. tak cenieni, jak profesorowie Hu Angang czy Chi Fulin, którzy niezależnie od siebie szacują koszty korupcji w Chinach na aż 7–10 proc PKB! Dla porównania podajmy, że wyspecjalizowana w tej kwestii Transparency International i jej cenny Indeks Percepcji Korupcji (Corruption Preception Index – CPI) od lat zalicza Chiny do państw bardziej skorumpowanych i w zestawieniu za rok 2014 umieszcza je dokładnie na 100. pozycji na 174 badane państwa, między Algierią a Surinamem.

Dlatego też władze obecnej tzw. piątej generacji przywódcówXi Jinping, premier Li Keqiang, a także bezpośrednio odpowiedzialny w Stałym Komitecie za obecną kampanię antykrorupcyjną Wang Qishan (w poprzednim rozdaniu, co znaczące, był odpowiedzialny za finanse państwa), najwyraźniej zrozumieli, że sprawy zaszły za daleko, a stawką są dalsze losy KPCh jako zbiorowego cesarza i partii władzy. Jeśli nie uporają się z korupcją i gwałtownym rozwarstwieniem, mogą – jak dawni cesarze – stracić „mandat Niebios”.

To dlatego, z obawy o władzę i dalsze los partii, obecni mandaryni w Pekinie dokonują zasadniczej zmiany modelu rozwojowego i przestawiają zwrotnice: w centrum ich zainteresowania jest już nie tyle państwo, co – po raz pierwszy w okresie reform, czyli od końca 1979 r. – obywatele. Oczywiście nie tyle chodzi im o samodzielnie myślące i niezależne społeczeństwo obywatelskie, czego oczekiwalibyśmy na Zachodzie, tylko przede wszystkim o budowę klasy średniej, albowiem tak jak poprzedni model oparty był na eksporcie, tak obecnie wprowadzany ma być oparty na konsumpcji. A klasę konsumentów, czyli klasę średnią, trzeba dopiero na wielką skalę zbudować.

>>> Czytaj też: Turecki cud gospodarczy to już historia. Kraj pogrążyli politycy

Cztery głębokie zmiany

Właśnie jesteśmy tego świadkami. Tuż przed ostatnią sesją parlamentu Xi Jinping zapoznał opinię publiczną z nową ideologią państwa, nazwaną iście po chińsku Si ge Quanmian, co na angielski przetłumaczono jako four comprehensives, a po polsku brzmiałoby „cztery całościowe zmiany”. Jedna z nich (ostatnia) to zacieśnienie dyscypliny partyjnej, w tym walka z korupcją. Na pierwszym, nadrzędnym miejscu postawiono budowę xiakoang shehui, czyli społeczeństwa umiarkowanego dobrobytu, a więc klasy średniej. Na ten cel przeznaczono już ogromne środki, bowiem według oficjalnych założeń w okresie 2012–2020 przeciętne dochody każdego mieszkańca Chin mają wzrosnąć dwukrotnie… To m.in. dlatego na ostatniej sesji OZPL wskazano, że wzrost gospodarczy w 2015 r. zamknie się na poziomie 7 proc., a nawet premier Li Keqiang zaznaczył, iż o dotychczasowym dwucyfrowym wzrost trzeba na razie zapomnieć.

Tak jak poprzednio w centrum zainteresowania władz było państwo i wzrost jego mocy, tak teraz ma być nim społeczeństwo i obywatel. Czy to oznacza, że ma się spełnić scenariusz nakreślony w ważnym tomie, wydanym w 2012 r. przez wykładającego od lat w Singapurze, ale publikującego przede wszystkim po chińsku i w ChRL innego eksperta, Zheng Yongniana, który już w tytule postulował gaige sanbu zou, czyli reformę rozłożoną na trzy etapy? Pierwszym była reforma gospodarki, drugim, w który Chiny właśnie wchodzą, ma być reforma społeczeństwa (wielce kosztowna i też rozłożona na lata), a na koniec według eksperta nastąpi reforma polityczna. Czy tak się stanie? Zobaczymy.

Oblicza korupcji

Na razie, tak jak obywatele ChRL, jesteśmy bombardowani komunikatami o kolejnych aresztowaniach wysokich rangą oficjeli, przedstawicieli partii, rządu, a nawet armii i – rzadziej – bezpieki. Formalnie to nic nowego, bowiem do głośnych zatrzymań, a nawet procesów i surowych wyroków dochodziło już wcześniej. Do legendy przeszedł niejaki Liu Zhijun, od 2003 r. odpowiedzialny za program rozwoju chińskich szybkich kolei (dziś już największy na świecie), a potem minister kolejnictwa. Upadł z hukiem na samym początku obecnej kampanii, w lutym 2011 r. Według wiadomości, które przedostały się do prasy krajowej, w trakcie długiego urzędowania brał po 4 proc. od każdej transakcji, a niektóre z nich opiewały przecież na miliardy dolarów, a on sam na „datki” przeznaczył sumę odpowiadającą 152 mln dol. Jeszcze pikantniejsze informacje podała prasa w Hongkongu – Liu Zhijun mógł się pochwalić aż 18 kochankami, co przecież też go sporo kosztowało. Tak oto „wielki skok chińskich kolei” zakończył się wielkim skandalem.

Jak widać, przejawy korupcji mogą być wręcz zabawne. Inny, ostatni przykład. Oto na tegorocznej, marcowej sesji OZPL blisko 3 tys. deputowanych po raz pierwszy w historii nie dostało za darmo butelkowanej wody i musiało ją sobie kupić. Zgodnie z chińskim zwyczajem otrzymali tylko dostęp do wrzątku, by mogli parzyć sobie herbatę lub kawę. Jest wśród nich kilkadziesiąt osób z list najbogatszych – nie tylko w Chinach, także w słynnych zestawieniach „Forbesa”, telewizja chińska zaczęła więc (realizując odgórne dyrektywy) oceniać, ile kosztowała torebka deputowanej albo garnitur czy buty deputowanego akurat wchodzącego na obrady OZPL. W 2014 r. śmiały się z tego całe Chiny. Co więc zobaczyliśmy podczas obecnej sesji? Deputowanych wchodzących do gmachu w znoszonych butach, wręcz w łapciach, no i bez żadnej ostentacji w ubiorze.

Cała sprawa jest jednak więcej niż poważna. To kolejna bezpardonowa wojna o przyszłość Chin. Spektakularna walka z korupcją (fan fu bai) to tylko początek. Gra idzie o to, jakie będzie przyszłe oblicze Państwa Środka, teraz już otwarcie pretendującego do miana supermocarstwa. Czy Chiny zmienią się i staną bardziej przyjazne dla obywatela, czy też pogrążą raz jeszcze w chaosie? O to toczy się gra i warto się jej przyglądać, bo chodzi przecież o drugą potęgę gospodarczą świata, pretendującą do miana numeru 1.

ikona lupy />