Dane, na które w poniedziałek oczekiwali inwestorzy z europejskich rynków, nie wyłamały się z trendu obserwowanego w ubiegłym tygodniu i w większości nie sprostały oczekiwaniom analityków. Indeks PMI dla sektora usług tylko dla Niemiec nie wypadł gorzej od konsensusu ekonomistów (utrzymał się na poziomie sprzed miesiąca 54,8 pkt.), natomiast dane dla całej strefy euro, Francji, Hiszpanii czy Włoch sugerują, że przedsiębiorcy z branży usługowej w czerwcu są coraz mniejszymi optymistami. Jeśli chodzi o sprzedaż detaliczną w strefie euro, na pewno nie można jeszcze mówić o zakończeniu recesji, ale pierwszy raz od kilkunastu miesięcy na konsumenci kupowali więcej zarówno w ujęciu miesiąc do miesiąca, jak i w porównaniu do poziomów sprzed roku. Wzrosty te są jednak śladowe, bo sprzedaż detaliczna w czerwcu wzrosła o 0,2 proc. m/m (oczekiwano wzrostu o 0,3 proc. m/m), a w ujęciu rok do roku o 0,3 proc. (oczekiwano spadku o 0,4 proc.).

Na europejskich giełdach i rynku walutowym przez całą poniedziałkową sesję panował totalny marazm. Obroty na GPW były wręcz śmiesznie niskie: na godzinę przed zakończeniem handlu na całym rynku wymieniono się akcjami o wartości nieznacznie przekraczającej 400 mln PLN, a podczas całego dnia obroty podliczono na ok. 540 mln PLN. Podobnie, jak za granicą, zmiany głównych indeksów na warszawskim parkiecie, nie przekraczały 1 proc. - WIG20 spadł o 0,3 proc.
Analitycy komentujący reakcję rynków na wynik wyborów prezydenckich w Polsce jednoznacznie sugerowali, że złoty zyskuje na wartości w związku ze zmniejszeniem ryzyka politycznego w naszym kraju, ale dopiero po powrocie na światowe rynki inwestorów z USA będziemy mogli zweryfikować słuszność tej tezy. W poniedziałek złoty umocnił się o kilka groszy wobec euro (do 4,11 PLN, dolara 3,28 PLN i franka 3,09 PLN). Euro przez cały dzień poruszało się w bardzo wąskim zakresie, między 1,252 do 1,255 USD.