Skoda czeka na wyjątkową rocznicę. 25 lat temu Niemcy zaczęli przejmować podupadającą firmę, którą przez dwie dekady zamienili w branżowego giganta.

Obchody ćwierćwiecza kooperacji Skody i Volkswagena rozpoczną się 12 kwietnia w czeskiej miejscowości Mlada Boleslav, gdzie mieści się główna siedziba koncernu Skoda Auto. Jak udało nam się dowiedzieć, Czesi nie szykują hucznej imprezy, choć okazji ku temu znalazłoby się co najmniej kilka. W ubiegłym roku marka po raz kolejny pobiła swój rekord globalnej sprzedaży, osiągając wynik 1,055 mln sprzedanych samochodów (o 200 tys. więcej niż w roku poprzedzającym). Lwią część statystyk zbudowały trzy najpopularniejsze modele – Octavia (432 tys. sztuk), Rapid (194 tys.) i Fabia (192 tys.). Na przekroczenie miliona sprzedanych egzemplarzy w ciągu roku Czesi czekali bardzo długo, bo ponad 100 lat. W styczniu tego roku kolejnym jubileuszem było wyprodukowanie 18-milionowego egzemplarza samochodu, którym został biały Superb Combi, pierwszy model Skody aspirujący do segmentu premium.

Produkcja wszystkich fabryk Skody przekracza obecnie milion sztuk rocznie, ale zarządowi marki to nie wystarcza. W czeskich Kvasinach modernizowany jest właśnie zakład produkujący wspomniany model Superb i Yeti. Inwestycja za ponad miliard złotych ma sprawić, że w 2018 r. moce produkcyjne zakładu urosną o ponad 100 tys. sztuk do 280 tys. aut rocznie. Dla porównania to tyle co połowa rocznej produkcji samochodów osobowych w Polsce. Dodatkowo w Kvasinach pojawi się 1300 nowych miejsc pracy (obecnie pracuje tam ok. 4,5 tys. osób).

Największym sukcesem czeskiej marki nie są jednak liczby, a zachowanie przedwojennego brandu, mimo sprzedaży wszystkich udziałów niemieckiemu Volkswagenowi. Koncern z Wolfsburga przejmował Skodę partiami – najpierw w 1991 r. kupił 31 proc. akcji, cztery lata później miał już 70 proc. Ostatni pakiet trafił do Niemców w 2000 r., cztery lata po tym, gdy na taśmach produkcyjnych pojawił się pierwszy model Skody opracowany pod nadzorem VW – Octavia. 25-lecie niemiecko-czeskiej współpracy przywołuje pytania, dlaczego w Polsce nie możemy się dziś cieszyć z podobnego sukcesu? Eksperci nie mają wątpliwości, że oprócz błędnej strategii zabrakło nam przede wszystkim szczęścia. – Dziś możemy zaryzykować tezę, że gdyby na miejscu Daewoo, który przejął Fabrykę Samochodów Osobowych, pojawił się europejski producent, historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Natomiast bardzo wątpliwe jest, by którykolwiek z producentów wykorzystał jedną z rdzennych polskich marek, takich jak Syrena, Warszawa czy Polonez – twierdzi Jakub Faryś, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. Dodaje przy tym, że w dniu akwizycji nie było przesłanek, które wskazywały na niepowodzenie projektu Daewoo-FSO. – Są przykłady koreańskich koncernów, które startowały z podobnej pozycji i dziś świetnie radzą sobie na globalnym rynku. Na swój sposób zabrakło nam szczęścia w wyborze inwestora – mówi Faryś.

>>> Czytaj też: Atak inwestorów z całego świata. Volkswagen pozwany na 3,7 mld euro

Reklama

Szczęścia nie zabrakło rumuńskiej Dacii, którą w 1999 r. wykupiło Renault. Pomysł Francuzów był prosty – chcieli przy jak najmniejszym nakładzie finansowym zwiększyć wpływy w Europie Środkowo-Wschodniej, co do złudzenia przypominało patent Volkswagena na Skodę. W Dacię Renault zainwestowało ponad miliard euro, ale wkład zwrócił się bardzo szybko. Obecnie w samej tylko Unii Europejskiej Dacia sprzedaje ponad 350 tys. samochodów rocznie, a światowa sprzedaż znacznie przekracza pół miliona sztuk.

Rozkwit przeżywa także Mini, które od 1994 r. należy do BMW. Niemcy po przejęciu upadającej spółki British Leyland (następnie Rover Group) w ciągu kilku lat pozbyli się większości marek, zostawiając w portfelu tylko małe, legendarne samochody. Na przestrzeni lat firma powoli odbudowywała pozycję rynkową, a w ubiegłym roku osiągnęła historyczny rekord 338 tys. sprzedanych egzemplarzy. Najbardziej spektakularnym przejęciem ostatnich lat było jednak wykupienie Porsche przez Volkswagena. Jeszcze dekadę temu wydawało się, że to Volkswagen zostanie przejęty przez producenta sportowych aut, ale po kryzysie finansowym i serii fatalnych decyzji pionu finansowego Porsche role się odwróciły. W lipcu 2012 r. koncern VW AG ostatecznie poinformował o przejęciu całości udziałów producenta ze Stuttgartu.

Większości przejmowanych firm udało się zachować autonomiczne nazwy. Widać na przykładzie Skody, że okazało się to opłacalną strategią. Czeska nazwa wybroniła producenta nawet z tak beznadziejnej sytuacji jak volkswagenowski dieselgate. Michał Cabaj, kierownik z oddziału Skody w Polsce, przyznaje, że w regionie firma wyszła z afery spalinowej bez szwanku, co po części może wynikać z nieświadomości konsumentów. – Spodziewam się, że nie wszyscy kojarzą nas z koncernem VW AG, ale nie mamy dokładnych badań na temat tego, ilu klientów traktuje nas jako czeską firmę, a ilu jako własność Volkswagena – twierdzi Cabaj. Na pokrycie swoich słów nasz rozmówca podaje przykład nieracjonalnych zachowań klientów. – O tym, że nie wszyscy łączą obie marki, świadczy pewien paradoks. Mam informację, że w niektórych krajach zachodnich klienci chcą zrobić Volkswagenowi na złość i kupują… Skodę – mówi Cabaj.

Plan producenta w Polsce jest od lat niezmienny. Chodzi o utrzymanie przewagi nad największą konkurencją, spoza koncernu VW AG – Toyotą. W 2015 r. Japończycy mocno nadrobili dystans do Skody, zwiększając swój udział w rynku z 9 proc. do 10 proc. W tym samym czasie udziały Czechów spadły o prawie procent. Pozycję lidera na polskim rynku Skoda utrzymuje już od siedmiu lat, a zawdzięcza to przede wszystkim sukcesowi modelu Octavia, który w 2015 r. był najczęściej kupowanym nowym samochodem w Polsce. Nie wszędzie Czesi radzą sobie jednak tak dobrze jak nad Wisłą. Według danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Pojazdów (ACEA) w Unii Europejskiej Skoda zajęła w ubiegłym roku 9. miejsce w rankingu sprzedaży. Szanse na poprawę pozycji mogą urosnąć za rok. Na przełomie lutego i marca przyszłego roku w salonach Skody pojawi się nowy siedmioosobowy SUV. – Auto zadebiutuje w Paryżu w październiku tego roku. Mogę zdradzić, że będzie to w 90 proc. odbicie modelu VisionS, który został zaprezentowany podczas marcowego salonu motoryzacyjnego w Genewie – zdradza Michał Cabaj.

Przyszłość idealna? Niezupełnie. Cieniem na wizerunku Skody kładzie się akcja naprawcza samochodów z zafałszowanymi wynikami emisji spalin (efekt volksawagenowego dieselgate – część silników w Skodach pochodzi wprost z VW). Od polskiego oddziału Skody dowiedzieliśmy się, że akcja ruszy w przyszłym miesiącu i będzie dotyczyć 59,5 tys. pojazdów. Będzie jednak miała charakter dobrowolny i trudno prognozować, ilu kierowców zgłosi się do serwisów.

>>> Czytaj też: Motobranża rośnie, ale wolno. Polskie koncerny powinny szukać szczęścia poza Europą